R. 6

Seiya oparł się o framugę drzwi, obserwując jak drobna szatynka ze skrzypcami w dłoniach wchodzi na scenę, uśmiechając się lekko. Odwróciła się i spojrzała porozumiewawczo na chłopaków z grającej przed chwilą kapeli rockowej, która- na jego oko- miała szansę wybić się w najbliższym czasie. Dziewczyna przechyliła delikatnie głowę, przykładając brodę do podbródka, i zamknęła oczy. Na sali zapadła pełna oczekiwania cisza. Tylko zegar wiszący na ścianie tykał cicho, odmierzając kolejne minuty. Brunet skrzyżował ręce, wyczekując na pierwsze akordy, kiedy dołączyli do niego dwaj pozostali Bracia. W końcu muzyka zagrzmiała z całą swoją potęgą…  Rockowe tony mieszały się z dźwiękiem skrzypiec, przyprawiając o gęsią skórkę. Znał  tylko jedną osobę, której gra na tym
instrumencie mogła się równać z tym, co słyszeli. Przed oczami stanął mu ich wspólny koncert z Michiru Kaiou. Porównując je ze sobą stwierdził, że obie grają genialnie, jednak ich styl znacznie się różni. Michiru był spokojny, delikatny i romantyczny , Thei- bardziej drapieżny, namiętny i pełen pasji. Niestety, muzyka przywołała nie tylko obrazy z koncertu. Zalała go fala wspomnień z tego dnia związanych z Usagi: jak przyłapały Go z Haruką w garderobie Morskowłosej, a potem przekręcała nazwisko sławnego dyrygenta  na zabawnie brzmiące: „Karakan”. Wtedy złościł się na Nią, teraz dygotał z żalu, że ta historia nie skończy się jak w bajkach, nie będzie miała dobrego zakończenia, w którym miłość zwycięża. Jego miłość. „Przeklęty Taiki!- złorzeczył w myślach- Po co mnie wciągał w promocję tej przeklętej szkoły w zapchanej dechami dziurze?!”. Żaden z pozostałych braci Kou nie widział jednak jego zaciśniętej w pięść dłoni i grymasu bólu na twarzy. Taiki z rękami w kieszeniach i przymrużonymi oczami, wpatrywał się bursztynowłosą skrzypaczkę z lekkim, pełnym zadumy, uśmiechem, a Yaten, kolejny raz wyczuwając  fluidy silnej energii, próbował rozwikłać, czy mają do czynienia z przyjacielem czy wrogiem, prowadząc ze sobą wewnętrzny, pełen sprzeczności dialog.
Mijały kolejne dni, w których Seiya przez większość czasu szlajał się samotnie po okolicy. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, za co Taiki i Yaten, po półrocznych kłótniach, chwilowo byli mu wdzięczni.  Nie odmawiał sobie jednak kolejnych porcji kąśliwych uwag, za każdym razem, kiedy wpadł na Theę.  Dziewczyna dzielnie stawała z nim w szranki, przeklinając fatum, że odkąd pojawił się w miasteczku, nie było dnia, żeby się nie spotkali. Taiki z kolei bardzo cieszył się każdą chwilą spędzoną poza miastem. Za dnia czytał książki, pisał wiersze, albo spacerował spokojnymi uliczkami, mając nadzieję, że los się do niego uśmiechnie, nocą natomiast wyciągał teleskop i obserwował gwiazdy, zastanawiając się, co się teraz dzieje na Berkanie, czy Chaos zaatakował i czy ich sprzymierzeńcy znaleźli już Księżniczkę, która, według przepowiedni, miała decydujące znaczenie w nadchodzącej bitwie . Na szczęście wszystko wydawało się być w najlepszym porządku, tak jakby wojna wcale nie wisiała w powietrzu.
Thea kroczyła w zamyśleniu po łące wśród kolorowych, letnich kwiatów w stronę rosnącego nieopodal lasu. Udało jej się wyrwać na samotny spacer pierwszy raz od momentu, w którym wróciła Ross. Całe dnie spędzały razem z Przyjaciółkami, dobrze się bawiąc, ale nocą zamglone wizje nadal nie dawały jej spokoju. Nie odważyła się jednak powiedzieć o tym komukolwiek, nieświadoma, że trzy pozostałe Dziewczyny w milczeniu, z podobnymi do jej obawami, przechodzą przez to samo. Potrzebowała pomyśleć i poukładać to sobie w głowie, dlatego odmówiła wyjazdu na zakupowe szaleństwo i postanowiła odwiedzić jej ulubione miejsce, do którego zawsze wracała, kiedy coś ją trapiło. Przedarła się przez leśnie zgliszcza i w końcu jej oczom ukazał się sporej wielkości stawek, którego brzegi suto porośnięte były niezapominajkami, włosienicznikami, rozpływami i innymi gatunkami przybrzeżnych kwiatów. W tafli kryształowo czystej wody odbijały się wysokie drzewa, dopuszczające tylko niewielkie ilości promieni słonecznych tak, że panował tam półmrok. Zachwycona tym pełnym spokoju widokiem, dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest sama. Na ogromnym głazie przy brzegu siedział odwrócony do niej tyłem brunet, ubrany w ciemną koszulę i jeansy. Podeszła po cichu bliżej, a kiedy dotarło do niej, że to Seiya, grymas złości wykrzywił jej usta. Ten bezczelny typ wlazł buciorami w jej życie, obrzydzając wszystko, co kochała. Nie mogła uwierzyć, że dotarł nawet tu, do miejsca, w którym od lat pozostawiała wszystkie swoje troski i smutki. Już miała rozpocząć kolejną słowną bitwę, kiedy wiatr zawiał w jej stronę, niosąc ze sobą Jego smutek i rozpacz. Dopiero wtedy dostrzegła Jego pełne bólu, atramentowe oczy utkwione w kołyszącym się lekko tataraku.
- Wszystko w porządku?- zapytała cicho, kładąc mu rękę na ramieniu. Chłopak odskoczył od niej zaskoczony, nie tylko tym, że ktoś go tu znalazł, ale też aurą przybyłej osoby. Kiedy zobaczył zielone, przenikliwe, utkwione w nim oczy Thei, od razu przybrał lekceważący wyraz twarzy i uruchomił potok nieprzyjemnych słów, którego ona jednak nie słuchała. Obserwowała spokojnie z założonym na biodrach dłońmi, jak wymyśla coraz to nowe rzeczy, dając upust swoim emocjom. „Chyba czas wylać chłopakowi kubeł zimnej wody na głowę”- pomyślała i, nie zastanawiając się dłużej, popchnęła go z całej siły w kierunku sadzawki. Chwilę potem po całym lesie roznosił się echem szum  szamoczącego się w wodzie człowieka, który, ku przerażeniu Thei, z minuty na minutę stawał się coraz cichszy.
- Nie wygłupiaj się, Seiya!- krzyknęła, ale nikt jej nie odpowiedział- W tym stawie jest wody najwyżej po pas!
Cisza, która po tym nastąpiła, sprawiła, że strach chwycił ją za gardło. Zrzuciła w biegu buty i, podwinąwszy różową sukienkę, weszła do wody. Rzeczywiście, tak jak przewidywała, nie sięgała jej nawet do bioder. Nie zorientowała się, że to był podstęp. W najmniej oczekiwanym momencie  Kou chwycił ją za kostki i wciągnął pod powierzchnię. Pisnęła zaskoczona, napijając się wody, a potem zaczęła krztusić i desperacko machać rękami. Poczuła, jak silne dłonie chwytają ją za ramiona i stawiają do pionu. Kaszlała jeszcze przez chwilę, a czarnowłosy śmiał się głośno, szczerze rozbawiony jej widokiem. Mokra sukienka przylepiała się do jej smukłego ciała, a w długie włosy powplątywały się wodorosty tak, że przypominała bagiennego potwora.
- No i z czego się śmiejesz?! Mogłeś mnie zabić!- obruszyła się, zapomniawszy, że to przecież Ona pierwsza wepchnęła go do leśnego jeziorka.
- Masz wodorosty we włosach!- wykrztusił pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu- Możesz spokojnie kandydować na narzeczoną Wodnika Szuwarka.
Na te słowa jej delikatna dłoń powędrowała do jej długich włosów, a kiedy napotkała na jeden z wielu wplątanych w nie wodnych liści, zaczęła śmiać się równie serdecznie jak on.
- Seiya, albo mi się wydaje, albo masz pijawkę na ramieniu..- kiedy się w końcu uspokoiła, jej przerażone oczy powędrowały w kierunku muskularnego przedramienia chłopaka, który na jej słowa spojrzał dokładnie w to miejsce, a chwilę potem oboje jak oparzeni wyskoczyli z wody, krzycząc w niebogłosy. Mokrzy i roześmiani opadli w końcu na głaz, na którym wcześniej siedział Brunet.  Thea wycisnęła wodę ze swoich długich włosów, a potem z sukienki, która przylepiała się do jej szczupłych ud i spojrzała na niego wymownie, dając mu do zrozumienia, że tej rozmowy nie uniknie. Kou patrzył na nią przez chwilę nieobecnym wzrokiem, a potem przeniósł swoje atramentowe oczy na zmąconą, drżącą lekko powierzchnię zbiornika.
- Co się dzieje?- dopytywała dziewczyna, a kiedy ponownie odpowiedziała jej cisza, dodała- Nie unikniesz odpowiedzi na to pytanie. Z resztą, sam tego chciałeś, Seiya. Przyjechałeś na tej swojej śmiercionośnej maszynie i zacząłeś wywalać na mnie wszystkie swoje żale. Chcę wiedzieć, dlaczego…- znowu cisza- W porządku, będziemy tu siedzieć tak długo, aż raczysz mi wyjaśnić, za co mi się obrywało przez te wszystkie dni- na potwierdzenie tego, demonstracyjnie założyła nogę na nogę i zaczęła nią lekko machać. Chłopak westchnął i spojrzał na półksiężyc wiszący na jej długiej szyi, a potem zaczął nieporadnie:
- Znałem kiedyś dziewczynę. Byliśmy ze sobą blisko. Tylko… Ona traktowała mnie jak przyjaciela, bo miała narzeczonego, który z resztą wtedy wyjechał, zostawił ją z mnóstwem kłopotów… Potem wrócił i ja musiałem wyjechać i to okazało się trudniejsze do przejścia niż mi się wcześniej wydawało. Od kilku dni mam przeczucie, że dzieje się z Nią coś złego- jego myśli powędrowały do snu, który nawiedzał go od kilku nocy: widział ciemność, ruiny miasta, słyszał przerażone krzyki, widział Ją, jak ze łzami w oczach wyciąga do Niego rękę, w której trzyma swoje gwiezdne ziarno, swój Srebrny Kryształ; kamień unosi się nieznacznie w górę, a potem rozpada w drobny pył; Jej oczy robią się przeraźliwie puste, Jej ciało pada bezwładnie, a On krzyczy, krzyczy zrozpaczony, że może na to tylko patrzeć- że coś jej się stało- dokończył.
- Rozumiem…- zamyśliła się na chwilę Thea- Powinieneś to więc sprawdzić. Nie możesz do niej zadzwonić?
- Nie…- pokiwał przecząco głową- Nie może wiedzieć, że wróciłem.
- Mieszka w mieście?- zapytała, a kiedy ponownie zaprzeczył, dodała- To może chociaż w kraju?- znowu pokiwał przecząco głową- Matko, gadasz tak, jakbyś naprawdę pochodził z innej planety!- spojrzał na nią uważnie, a Jego oczy rozszerzyły się w zdumieniu.
- Mieszka w Tokio- odezwał się w końcu.
- W Tokio?! Co Ty robiłeś na drugim końcu świata?!- odchyliła się lekko, pozwalając promykowi słońca, nieśmiało przedzierającemu się przez gęste liście, ogrzewać jej twarz.
- Powiedzmy, że pracowałem…
- Powiedzmy?- uniosła brwi.
- Jejku, przy Tobie naprawdę trzeba uważać na słowa, bo wszystkiego się czepiasz.
- Jakoś wcześniej Ci to nie przeszkadzało…- uśmiechnęła się lekko i podniosła z miejsca- Chodź, idziemy!
- Dokąd?
- Uratować świat przed Twoją zgryzotą. No rusz się!- niecierpliwiła się, widząc, że chłopak wciąż siedzi, patrząc na nią nieufnie- No przecież nie wywiozę Cię do lasu, bo już w nim jesteśmy, nie zabiję, nie poćwiartuję i nie zakopię. Chociaż, uwierz mi, był moment, że bardzo chciałam.
Seiya podniósł się bez słowa i ruszył za dziewczyną, zastanawiając się, co takiego, ta dziwna istota, zamierza zrobić…
***
Siedział w jasnej, przestronnej kuchni, przy drewnianym stole, ustawionym przy dużym oknie, wychodzącym na porośnięty bzem ogród. Wszędzie porozstawiane były pamiątkowe zdjęcia, na których śliczna, czerwono włosa dziewczynka uśmiecha się szeroko, dzierżąc w dłoniach skrzypce, albo stojąc z dumą na równoważni. Thea zniknęła gdzieś na górze, żeby zrzucić z siebie mokre ubrania, a Seiya czekał od dziesięciu minut, zaintrygowany, po co dziewczyna tak naprawdę go tu ściągnęła. W końcu wpadła do pomieszczenia, ubrania w krótkie jeansowe spodenki i koszulkę na ramiączkach, obdarzyła go szczerym uśmiechem i opadła na siedzenie obok niego.
- Przepraszam, że to tak długo trwało, ale gdybyś oszczędził mi chociaż moczenia  włosów, nie musiałabym ich teraz suszyć. Znasz numer do tej dziewczyny?- zapytała, wyraźnie zadowolona.
- Do Tokio?
- Tak, do Tokio.
- Już Ci mówiłem, że nie mogę z Nią rozmawiać…
- Ale ja mogę…- spojrzała na niego z ukosa- No daj ten numer!- Brunet patrzył na nią z niedowierzaniem, wciąż się nie odzywając- Halo, panie Kou! Ja rozumiem, że ośrodek inteligencji jest u mężczyzn rozsypany po całej korze, ale ten przesył informacji jest za długi nawet jak na męski mózg. Numer!- Seiya wyrecytował z pamięci szereg cyfr, które dziewczyna od razu wstukała w swoją komórkę, uśmiechając się szeroko.
- Jak ona ma na imię?
- Usagi.
-  Królik?!- skrzywiła się, a kiedy pojawił się sygnał, dodała pełnym triumfu tonem- Wiedziałam, że kiedyś mi się to przyda. Dzień dobry- przywitała się dźwięczną japońszczyzną- Czy mogę rozmawiać z Usagi? Nie mieszka już z Panią… Rozumiem. Jestem jej koleżanką z dawnych lat i chciałam dowiedzieć się, co u niej. Może mi Pani podać jej aktualny numer? Świetnie! Dziękuję bardzo! Do widzenia!
Seiya obserwował, jak Thea wystukuje kolejny numer, uśmiechając się z zadowoleniem.
- Halo?- odezwał się pięknie brzmiący, tak dobrze znany mu głos- Halooo… – Szatynka przyłożyła mu komórkę do ucha i uśmiechnęła się zachęcająco.
- Króliczku?- odezwał się w końcu. Głos mu drżał z nadmiaru emocji, a do oczu zaczęły napływać łzy. Tak bardzo za nią tęsknił. Tak bardzo się martwił…
- Sei… Seiya?- Usagi wydawała się zaskoczona tak nagłym jego telefonem. Thea podniosła się  i wyszła z pomieszczenia, zostawiając go samego.
- Jak się masz? Co u Ciebie? – zapytał, bojąc się jednak odpowiedzi.
- W porządku!- odpowiedziała wesoło, jednak ten ton był inni niż pamiętał-  Skończyłam studia, pracuję z dziećmi. A co u Was? Wróciliście na Ziemię?
- Tak, ale tylko na chwilę- skłamał- Uważaj na siebie. W Galaktyce są nowe zawirowania. Niech dziewczyny dobrze Cię pilnują.
- Seiya, wiesz, że one oddałyby za mnie życie…- „Ja za Ciebie też…”- chciał odpowiedzieć, ale zamiast tego dodał:
- Muszę kończyć. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Cieszę się, że mogłem znów usłyszeć swój głos. Do zobaczenia- rozłączył się czym prędzej i rzucił z impetem telefon Thei, który rozpadł się na czynniki pierwsze.
- Ładnie mi dziękujesz…- powiedziała z wyrzutem, wchodząc do środka i zakładając ręce na biodrach, ale zaraz tego pożałowała, widząc jak cały dygocze.
- Przepraszam- spuściła oczy- chyba nie powinnam się jednak wtrącać.
- To ja przepraszam-uśmiechnął się w końcu lekko-… i dziękuję. Przynajmniej wiem, że wszystko z nią w porządku.
Odwzajemniła uśmiech i  wróciła do składania telefonu.
- Chyba jednak nie da się go już odratować- jęknęła w końcu, wyrywając Seiyę z zamyślenia- Rzucasz telefonami tak samo niszczycielsko, jak słowami.
- Kupię Ci nowy…
- Daj spokój, to tylko telefon- wzruszyła ramionami- Idziemy!
- Co? Gdzie Ty mnie znowu ciągniesz?!
- Zobaczysz- uśmiechnęła się tajemniczo.
***
Taiki kręcił się po pokoju, próbując przelać na papier to wszystko, co działo się w nim od kilku dni. Słowa jednak układały  się jakoś nieskładnie, bez zupełnego sensu, co dokuczało mu dzisiaj wyjątkowo. Jego myśli ciągle krążyły wokół tej pamiętnej Białej Soboty, kiedy pierwszy raz zobaczył Theę. Ubrana w lekarski fartuch, siedziała pośród innych studentów ze słuchawkami na uszach, zupełnie jakby w swoim świecie. Aura, jaka ją  otaczała, jakby to potwierdzała- nikt ze zgromadzonych wtedy przyszłych lekarzy nie nosił w sobie tego tajemniczego blasku gwiazdy. Inne dziewczyny, zbite w małe grupki, gadały między sobą o zupełnie nieistotnych sprawach, rzucając mu tęskne, przeciągłe spojrzenia. Ona obserwowała w milczeniu swoim hipnotyzująco zielonym wzrokiem wszystko wokół, uśmiechając się lekko. Te oczy- tak głębokie, pełne skrywanych tajemnic- najbardziej zapadły mu w pamięć. Chłodny dystans, który od niej bił, tylko bardziej go do niej przyciągał, tak jakby przeczuwał, że pod tą otoczką kryje się coś niesamowitego.
- Czego się kręcisz, Taiki?- głos Yatena, siedzącego przy komputerze, wyrwał go z zamyślenia.
- Zastanawiam się, gdzie się znowu podziewa Seiya…- skłamał, odwracając się do okna, żeby Blondyn nie zorientował się, że kręci. To, co zobaczył na zewnątrz, wbiło go jednak w ziemię. Jego krnąbrny brat szedł ulicą z drobną, bursztynowłosą dziewczyną, rozmawiając.
- Wygląda na to, że się znalazł- mruknął z wyraźnym niezadowoleniem i opadł na fotel w rogu. Yaten spojrzał na niego pytająco, ale szatyn nie zdążył już nic powiedzieć. Do sporej wielkości, trójosobowego pokoju wszedł Seiya, a za nim, lekko zmieszana Thea.
- Cześć!- rzuciła jednak z mocą w głosie.
- Seiya, co Ty znowu narobiłeś?- zapytał Srebrnowłosy, widząc mokre ubranie chłopaka.
- Kąpałem się z Theą w sadzawce- odpowiedział zgodnie z prawdą, a Taiki posłał mu mordercze spojrzenie.
- Jak to kąpałeś się z Theą w sadzawce?- dopytywał Yaten, patrząc uważnie na obojga.
- Długa historia…- odezwała się obojętnie dziewczyna z oczami utkwionymi w teleskopie, złożonym w kącie pokoju- Hej, który z Was obserwuje Niebo?- przeniosła wzrok na Taikiego, który uśmiechnął się szeroko.
- Seiya, nie rozkładaj się na kanapie, tylko przebieraj!- rzuciła władczym tonem w kierunku rozkładającego się wygodnie bruneta, który ostatecznie  wygrzebał z torby suche ubrania i powlókł się do łazienki. W końcu obdarzyła Taikiego najśliczniejszym uśmiechem, jaki widział i z namaszczeniem dotknęła przyrządu.
- Pokażesz mi kiedyś Mgławicę Oriona? Zawsze chciałam ją zobaczyć.
- Jasne, kiedy tylko chcesz. Możemy nawet dzisiaj, ma być w nocy genialna pogoda- silił się na spokój, podczas gdy jego serce waliło jak oszalałe. „Co się ze mną dzieje?”- pytał sam siebie.
- Dzisiaj raczej nie dam rady- spojrzała wymownie w stronę łazienki- Seiya musi odpokutować za zniszczenie mojego telefonu. Ale może jutro?
Oczy Yatena rozszerzyły się ze zdumienia. Jeszcze wczoraj tych dwoje niemal skakało sobie do gardeł. Taikiego zdradzały natomiast, że nie jest szczególnie zadowolony z tego nagłego pojednania.
- No to co, idziemy?- uśmiechnęła się do wychodzącego z łazienki Bruneta, który skrzywił się na to lekko. Ona jednak nic sobie z tego nie robiła.
- Zobaczymy, panie Kou, jaki z Ciebie chojrak- uśmiechnęła się i pchnęła go lekko do wyjścia.

Komentarze

Popularne posty