R. 11

W busie, wiozącym radosną do tej pory gromadkę, zapadła senna, jakby  grobowa cisza. Może to przez deszczową, mglistą pogodę, a może przez zbliżający się dla każdego sprawdzian w terenie, wszyscy nagle stracili chęci do rozmowy. Thea siedziała obok Seiyi z założonymi rękami i nieobecnym wzrokiem utkwionym w widoku na zewnątrz. Wciąż nie mogła pojąć, dlaczego zareagowała tak emocjonalnie na widok klejącej się do Taikiego kuzynki. Brak opanowania, którym się ostatnio popisała, był zupełnie nie w jej stylu. Nigdy jeszcze nie straciła kontroli nad tym co robi czy mówi, nie licząc sprzeczek z Seiyą, do których zdążyła się już przyzwyczaić.  Teraz starała się za wszelką cenę nie patrzeć w kierunku Szatyna, do którego nachalnie wręcz przymilała się Ross. Taiki natomiast dzielnie znosił
obecność natarczywej adoratorki, rzucając ukradkowe spojrzenia w kierunku bursztynowłosej. Ubrana w spodnie moro, czarny t-shirt na ramiączkach i ciężkie wojskowe buty nie straciła nic ze swojej kobiecości, wręcz przeciwnie- cały strój dodawał jej pazura, który zdecydowanie posiadał jej charakter.  Gruby warkocz opadał ciężko na jej drobne ramiona, a kilka niesfornych loków zasłaniało szmaragdowe oczy. Chłopak odkręcił energicznie głowę i przeniósł wzrok na kierowcę, bo jego myśli znowu pomknęły w stronę, w którą, jego zdaniem, nie powinny. W końcu dotarli na niewielką polanę i cała siódemka wysypała się z auta.
- Mamy jeden punkt docelowy- zaczął instruktor, stając na środku- jakieś dziesięć kilometrów stąd. Musimy podzielić się na dwie grupy. Każda będzie miała za zadanie zdobyć flagę, eliminując przy tym przeciwnika. Uprzedzam, że niedopuszczalne jest strzelanie w twarz i okolice krocza. Jeżeli ktokolwiek złamie ten zakaz, kończymy zabawę, czy to jasne?
- Taaak…- po zebranych przeszedł niewyraźny pomruk.
- W porządku. Mam nadzieję, że z podziałem poradzicie sobie sami. Dołączę do którejś grupy, żeby w każdej była taka sama ilość osób- rzucił i ruszył w kierunku auta, żeby wydobyć z niego broń i kulki z farbą.
- Niech będzie już tak, jak zostało częściowo ustalone- Thea zrobiła krok do przodu- Ja jestem z Seiyą, a Ross z Taikim. Każdy ma prawo wyboru, w której grupie chce się znaleźć. Yaten?- spojrzała na Srebrnowłosego.
-Wybacz, ale nie zaryzykuję współpracy z mieszanką wybuchową- uśmiechnął się krzywo i podszedł do Taikiego.
- Amanda?- przeniosła wzrok na różowo- włosą, która bez zastanowienia ruszyła w jej stronę. Carmen, po chwili wahania, poszła w jej ślady i tym sposobem skład zespołów został ustalony. Kiedy stali przez moment w milczeniu, czekając na powrót instruktora, oczy Thei i Taikiego spotkały się, wymieniając jakby elektryczny impuls. Dziewczynie musiał wpaść do głowy kolejny, szalony pomysł, bo pociągnęła stojącego obok Seiyę za rękaw, żeby pochylił się, by mogła powiedzieć mu coś na ucho. Na twarzy bruneta pojawił się delikatny uśmiech, kiedy zgodził się na jej propozycję, potakując głową. Thea uśmiechnęła się triumfalnie i spojrzała wymownie na Taikiego, który odpowiedział na to tylko przymrużeniem oczu.
Każdy otrzymał w końcu karabin i ustaloną liczbę kulek z farbą i obie drużyny ruszyły w las, gdzie w ciągu piętnastu minut mieli zapoznać się z mapą i terenem.
- Musimy ustalić jakąś strategię- powiedział Seiya, zakładając broń za głowę jak na prawdziwego komando przystało.
- Amanda i Carmen będą nas osłaniać, a my ruszamy na podbój przeciwnika- to chyba jasne- rzuciła Thea, na co Amanda skrzywiła się lekko, ale nie odważyła się jej przeciwstawić.
- Nie krzyw się tak. Dobrze wiesz, że Carmen musi uważać na to jak stawia nogi. Ciężko jej będzie poruszać się sprawnie po lesie.
- Ej!- czarnowłosa zacisnęła dłoń w pięść- Nie mów o mnie, jakbym była niezdarą.
- A nie jesteś?- bursztynowłosa uśmiechnęła się lekko.
- No w sumie… jestem.
-  No właśnie, więc sprawa rozstrzygnięta- rozpromieniła się- Lepiej, żeby ktoś Cię pilnował.
Nie zdążyli się nawet dobrze rozejrzeć, gdy czerwona raca poszybowała w górę, dając sygnał do startu.
- No to do dzieła, drużyno!- Thea puściła oczko do dziewczyn i ruszyła przed siebie.
- Poczekaj! Ja pierwszy- wyrwał się Seiya.
- No dobrze- przewróciła oczami- nie będę nadwyrężać Twojej męskiej dumy. Prowadź, Mistrzu!
***
Przedzierali się przez leśnie zgliszcza dobre pół godziny. Las był gęsty, wszędzie pełno było powalonych drzew, głębokich dołów i ostrych kamieni, a przez dżdżystą pogodę nad podszyciem unosiła się mgła, znacznie ograniczając pole widzenia. Zgięci wpół biegli przed siebie, rozglądając się dookoła, a wszystkie pozostałe zmysły wyostrzyły się, jak u łownej zwierzyny, która musi umykać przed kulą myśliwych. Dawno już zgubili Amandę i Carmen, która rzeczywiście potykała się o każdy wystający korzeń. Thea czuła się z kolei jak ryba w wodzie, wręcz jakby była stworzona do walki. Adrenalina krążyła w jej żyłach, przyspieszając pracę serca i wywołując przyjemne uczucie podniecenia. Była szybka- Seiya ledwie dotrzymywał jej kroku, nie przyznając się do tego nawet przed samym sobą. Ze zdumieniem obserwował, jak zwinnie pokonuje każdą przeszkodę, tak jakby mknęła przed siebie na skrzydłach wiatru. Znowu też poczuł od niej tą dziwną energię, która teraz wręcz wrzała. „Kim ona jest?”- zastanawiał się, zerkając ukradkiem na jej zdeterminowaną twarz. Był pewny, że to nie jest zwykła dziewczyna, pytanie tylko- skąd przybyła i czym jeszcze go zaskoczy?
- Poczekaj!- zatrzymał ją ruchem ręki, bo usłyszał znaczący szelest po ich prawej stronie, kilkanaście metrów dalej- Zdaje się, że tam ktoś jest…
***
Taiki biegł przed siebie, co chwilę zerkając na mapę. Dziwił się, że w ogóle udało mu się przebrnąć ten kawałek, bo z trajkoczącą u boku Ross, nie było to ani łatwe ani przyjemne. Jego cierpliwość powoli zaczynała się kończyć, ustępując miejsce złości, że w ogóle dopuścił do jej obecności. Nie rozumiał też, jakim cudem po tak morderczym biegu była w stanie wydobyć z siebie choć słowo. Zatrzymał się na chwilę, żeby zorientować się w terenie, a dziewczyna, która do niego doskoczyła, zaczynała właśnie torpedować go kolejną salwą słów.
- Ross, możesz w końcu przestać gadać?!- rzucił ze złością- Pozwoliłem ci się do siebie kleić tylko dlatego, żeby zrobić Thei na złość, ok?
- CO?!- blondynkę wbiło w ziemię- Jesteś bezczelny!
- Po prostu szczery…- odpowiedział chłodno, nie odrywając wzroku od mapy. Dziewczyna aż zagotowała się ze złości. Była o krok od przyłożenia mu swoim karabinem, kiedy usłyszeli świst kulek z farbą w powietrzu, a jedna z nich rozbiła się centralnie na plecach Rosalie, pozostawiając wielką, czerwoną plamę.
- Szlag by to…!- Taiki wskoczył za pierwsze lepsze drzewo, uchylając się od pozostałych pocisków i strzelił kilka razy na oślep w kierunku, z którego ich zaatakowano. Szum liści, radosny, wręcz triumfalny pisk Thei i błysk jej bursztynowego, znikającego w gąszczu warkocza zdradził, że jego odpowiedź była nieskuteczna. Naburmuszona Ross wystrzeliła kilka razy w kierunku rosnącego nieopodal drzewa, dając upust swojej złości i nie patrząc więcej na niego, ruszyła wolno przed siebie.
***
Według mapy byli już niedaleko i całe szczęście, bo siły powoli zaczęły ich opuszczać. Jeżeli dobrze się zorientowali, zostało im tylko kilkaset metrów, a to- jak na taką przeprawę- naprawdę niewiele. Czując już smak wygranej, wymienili porozumiewawcze spojrzenie i puścili się biegiem, by ostatnią prostą przebyć z należytym jej wysiłkiem. Zmęczona trudną drogą Thea, mknąc za Seiyą, zahaczyła jednak o wystający korzeń i przekoziołkowała spektakularnie, raniąc przy tym nogę o kamień. Zaślepiony rządzą wygranej Brunet nie zauważył jej nagłego zniknięcia i biegł dalej przed siebie pewny, że przyjaciółka dotrzymuje mu kroku. Dziewczyna podniosła się, mamrocząc ze złością pod nosem, upewniła się, że z nogą wszystko w porządku i już miała kontynuować, kiedy usłyszała za sobą pewny głos Yatena:
- Mam Cię na muszce, Thea. Nie masz szans się wymknąć.
- No to dlaczego nie strzelasz?- spojrzała na niego przez ramię- Kończ Waść, wstydu oszczędź…
- Tylko ludzie bez honoru strzelają przeciwnikowi w plecy…- zmrużył swoje jasnozielone oczy.
- Rozumiem…- odwróciła się powoli i spojrzała na niego z nieukrywaną zuchwałością- Teraz lepiej?
Chłopak uśmiechnął się triumfalnie i nacisnął spust, posyłając w jej kierunku serię kulek. Ku jego wielkiemu zdumieniu, Thea wystrzeliła w powietrze i uchyliła się od każdego pocisku, wykorzystując swoje akrobatyczne umiejętności. Srebrnowłosy, wyczuwając jej silną energię, niepokojącą go od kilku tygodni, nie zamierzał jednak odpuścić. Kiedy amunicja w końcu się wyczerpała, pozostawiając wokół ślady w postaci zielonych plam, ruszył na nią z bronią w ręku, jakby dzierżył rycerski miecz.
- Widzę, że lubisz na ostro…- zaśmiała się nieco ironicznie, blokując jego cios- Walki wręcz nie było w planach, ale niech będzie.
Doskoczyli do siebie jak najeżone koty, tarzając się po wilgotnej trawie. Thea nie rozumiała ataku i zawziętości blondyna, ale nie zamierzała odpuścić, dopóki któreś nie osiągnie jednoznacznej przewagi. Po kilku minutach szamotania, jakimś cudem odczepili się od siebie i stanęli naprzeciwko, dysząc ciężko. W zielonych oczach Yatena pojawił się złowrogi błysk, a sekundę potem stało się coś, co wręcz sparaliżowało Theę. Chłopak złożył ręce w charakterystyczny sposób i wypowiedział jakieś niezrozumiałe zdanie, a tuż przed nim pojawiła się dziwna, zielona, jakby utworzona z piorunów kula. Bursztynowłosa z przerażeniem patrzyła, jak ta skumulowana energia mknie w jej kierunku, a Yaten z satysfakcją obserwował, jak na jej czole zaczyna pojawiać się jakiś świetlisty, niewyraźny symbol. W ostatnim momencie, tuż przez kolizją śmiercionośnego ataku z jego celem, Seiya wyskoczył zza drzewa i, chwytając oniemiałą dziewczynę w locie, poturlał się razem z nią na bok, zakrywając własnym ciałem. W tym samym czasie do stojącego dalej srebrnowłosego doskoczył rozwścieczony Taiki, który, chwytając go za koszulkę, gruchnął nim parę razy o drzewo.
- CZYŚ TY DO RESZTY ZWARIOWAŁ?!?!?!- szatyn chyba po raz pierwszy używał pełnej mocy swojego głosu- CO CI ODBIŁO, ŻEBY ATAKOWAĆ NIEWINNĄ DZIEWCZYNĘ?!?!?!
- Mówiłem wam, że czuję od niej silną energię, tylko nikt tutaj mnie nie słucha!!!- próbował się bronić- Tylko ja wypełniam ostatnio swoje obowiązki, więc pofatygowałem się sprawdzić, czy to przypadkiem nie wróg!!! I na pewno miałem rację, że to nie jest normalna dziewczyna, bo na jej czole zaczął pojawiać się jakiś symbol. Sprawdźcie sami!- odkręcił głowę na bok z dezaprobatą, wciąż przygwożdżony do pnia przez Taikiego. Seiya, który do tej pory przyciskał Theę mocno do siebie, odsunął się i spojrzał na nią. Była nieprzytomna- najwyraźniej musiała uderzyć głową o korzeń, ale żaden symbol nie widniał w żadnym miejscu jej twarzy, nie licząc strużki krwi, która spływała powoli po jej skroni. Taiki zacisnął mocniej pięść na koszulce brata i, nic więcej nie mówiąc, upuścił go ze złością na ziemię. Wziął dziewczynę delikatnie na ręce i, tuląc ją czule do siebie, ruszył w kierunku mety, gdzie miał czekać na nich samochód.
- Lepiej, żeby nic jej się nie stało, bo Taiki Cię wykastruje, a ja mu w tym pomogę!- warknął ze złością Seiya i pomknął do oddalającego się brata, zostawiając przemoczonego Yatena z poczuciem winy przygniatającym go do zimnej trawy.

Komentarze

Popularne posty