R. 12

Pięcioosobowa grupa tłoczyła się wokół szpitalnego łóżka w małej, jednoosobowej sali. Chociaż badania obrazowe nie wykazały żadnych niepokojących zmian, Thea, ku niezrozumieniu lekarzy, była wciąż nieprzytomna. Burza jej bursztynowych włosów rozsypała się na białej, wykrochmalonej pościeli, a blada drobna twarz zdawała się dziwnie pusta, jakby jej dusza opuściła ciało. Taiki siedział na krześle tuż obok, podpierając się łokciami na własnych kolanach i bez słowa wpatrywał się w zamknięte, zwieńczone długimi rzęsami powieki. I chociaż wyraz jego twarzy zdawał się zupełnie wyprany z emocji, można by wręcz powiedzieć- obojętny, to w jego fioletowych oczach kryły się ogromne pokłady niepokoju i smutku. Seiya, który jako jedyny ze zgromadzonych wiedział, co
przeżywa teraz jego brat, podszedł do niego i poklepał go po ramieniu, chcąc dodać mu otuchy. W odpowiedzi na ten gest szatyn spojrzał tylko na niego nieobecnym wzrokiem i, wracając do poprzedniej pozycji, ponownie pogrążył się w swoich myślach. Dziewczyny zebrane po drugiej stronie łóżka zastanawiały się szepcząc, w jaki sposób właściwie doszło do tego wszystkiego, bo do tej pory nikt nie odważył się czegokolwiek im na ten temat powiedzieć. Amanda co i rusz obrzucała bruneta pełnym złości i oburzenia spojrzeniem, nie mogąc darować jemu a przede wszystkim sobie, że nie zapewniła bezpieczeństwa tak ważnej dla niej osobie. Naskoczyła na niego, jak kwoka broniąca swoje pisklęta, już w momencie, kiedy wyszedł z lasu razem z Taikim niosącym na rękach nieprzytomną Theę. Gdyby nie Ross, wydrapałaby mu pewnie oczy ze złości, albo dopuściła się jeszcze gorszych czynów, o których chłopak nawet nie chciał myśleć.
 Pełną zadumy ciszę przerwało wejście pielęgniarki, niosącej tacę z przygotowaną dla pacjentki kroplówką. Na widok tego małego zgromadzenia skrzywiła się i nieco skrzekliwym tonem poinformowała, że na sali może znajdować się najwyżej trzech odwiedzających. Na początku nikt nie ruszył się z miejsca, w końcu jednak Ross stwierdziła, że wróci do miasteczka po rzeczy kuzynki i, ciągnąc za sobą Carmen, wyszła z pokoju. Amanda podeszła do braci Kou z miną pełną dezaprobaty i miała właśnie wyrazić swoje zdanie na temat nieodpowiedzialności Seiyi, kiedy drzwi ponownie się otworzyły, a w wejściu stanął Yaten. Srebrnowłosy nie zdążył nawet wydobyć z siebie najmniejszego dźwięku, a już Taiki wypchnął go na korytarz i ciągnął za sobą w kierunku windy, trzymając za koszulkę.
- Lecę za nimi, bo Taiki go zabije!- rzucił Seiya do zdezorientowanej różowowłosej i oddalił się czym prędzej, pozostawiając zarówno ją jak i panią pielęgniarkę w lekkim osłupieniu.
Najmłodszy z braci był przygotowany na konfrontację z pozostałymi dwoma, ale tego, co zafundował mu szatyn, w ogóle się nie spodziewał. Chłopak szarpał nim jak szmacianą lalką, ciągnąc bez słowa po szpitalnym korytarzu, w ogóle nie zwracając uwagi na przyglądający się im personel i pacjentów. Używał przy tym tyle siły, że blondyn po pierwszej nieudanej próbie wyswobodzenia się z jego uścisku, poddał się zupełnie, żeby nie robić dodatkowych scen. W końcu znaleźli się na szpitalnym dziedzińcu, gdzie o tej porze było już prawie pusto. Deszcz lał się strugami, ale to zdawało się nie przeszkadzać Taikiemu. Złowrogi błysk w jego oczach sprawił, że Yaten naprawdę zaczął się zastanawiać, czy za chwilę nie dojdzie do rękoczynów. Pocieszający był jedynie fakt, że pomoc medyczna była niemalże na miejscu.
- No i po coś tu przylazł?!- zapytał złowrogim tonem, zaciskając pięść na jego ubraniu- Mało Ci jeszcze zbawiania świata?!
- Chciałem się tylko dowiedzieć, czy z Theą wszystko w porządku…- hardość ducha nie opuszczała srebrnowłosego.
- Ot, raptem wielki obrońca miłosierdzia się znalazł!- potrząsnął nim- Jest nieprzytomna! Z twojego powodu, głupku!
- Ja przynajmniej nie latam z wywalonym językiem za jakimiś babami, tylko spełniam swoje obowiązki!- wypalił zanim zdążył ugryźć się w język i pewnie skończyło by się to dla niego tragicznie, gdyby Seiya nie dotarł na czas.
- Taiki, już wystarczy- brunet trzymał go z całych sił za nadgarstki, uniemożliwiając znokautowanie najmłodszego brata, dziwiąc się jednocześnie, ile siły szatyn potrafił z siebie wykrzesać. Grymas złości wykrzywił twarz chłopaka, ale w końcu puścił blondyna, wyszarpując się jednocześnie z objęć bruneta.
- Zrobisz jeden niewłaściwy ruch w jej kierunku, a sam Bóg Ci nie pomoże- warknął, a potem odkręcił się na pięcie i ruszył w stronę budynku.
- Zrobię, co będzie konieczne bez względu na to, że zadurzyłeś się w jakiejś pannie!- krzyknął za nim Yaten. Taiki zatrzymał się na te słowa, cały dygocząc, ale odpuścił sobie jakiekolwiek komentarze i chwilę potem zniknął im z pola widzenia. Srebrnowłosy zaklął siarczyście pod nosem i kopnął z całej siły walającą mu się pod nogami puszkę. Wyglądało na to, że od tej pory sam będzie musiał zajmować się wszystkim, bo jego dwóch pozostałych braci bardziej interesowały sprawy matrymonialne niż losy całego wszechświata.
***
Thea miała już tego wszystkiego naprawdę po dziurki w nosie. Odkąd wyszła ze szpitala, gdzie była nieprzytomna przez kilkanaście godzin, wszyscy obchodzili się z nią jak z jajkiem. A już Amanda, która wręcz nie odstępowała jej na krok, niemalże włażąc za nią do łazienki, była po prostu nie do zniesienia. Bursztynowłosa nie rozumiała też, co się takiego stało, że Taiki i Yaten prawie się do siebie nie odzywali, a kiedy już przyszło im wymienić parę słów, szatyn warczał na blondyna przez zaciśnięte zęby. Próbowała wyciągnąć coś na ten temat od Seiyi, ale ten za każdym razem kręcił. W odpowiedzi na pytanie, co się z nią działo pod koniec paintballa (pamiętała wszystko tylko do chwili jej spektakularnego upadku), opowiedział jej jakąś mało przekonywującą bajeczkę, że zsunęła się ze zbocza i uderzyła głową o korzeń, ale nie miała już siły naciskać na niego, żeby powiedział jej prawdę. Czuła się dziwnie osłabiona, a obrazy, które do tej pory zakłócały jej sen, zaczęły boleśnie wdzierać się do jej głowy także za dnia. Teraz siedziała niezadowolona na kanapie w swoim mieszkaniu, jako że Amanda, chcąc się za wszelką cenę zrehabilitować nie wiadomo za co, postanowiła zorganizować dla niej kolejny wieczorek filmowy.
- No nie krzyw się tak, Thea… Będzie fajnie!- przekonywała ją raz za razem, podłączając laptopa pod duży monitor. Dziewczyny już rozsiadły się wygodnie z różnymi przekąskami w dłoniach, wyczekując na film, który różowowłosa zachwalała od samego rana- Znalazłam jakiś mega hicior sprzed lat. Miał świetne recenzje i grają w nim podobno extra przystojniacy!- ekscytowała się.
- Wolałabym wyjść w końcu z tego karceru do ludzi!- szatynka założyła ręce na piersiach, oburzona nadopiekuńczością przyjaciółek.
- To my ci już nie wystarczamy?- spojrzała na nią Ross. Thea bardzo starała się traktować ją jak zawsze, ale jej klejenie się do Taikiego zbudowało między nimi mały murek, który ciężko jej było przejść.
- Poza tym Taiki…- dodała Amanda, wyraźnie podkreślając ostatnie słowo- wyraźnie powiedział, że przez kilka dni masz siedzieć w domu.
- Kilka dni już minęło…- bursztynowłosa mruknęła smętnie pod nosem.
- Nie tobie o tym decydować- włączyła film i szybko usiadła obok Thei, która skrzywiła się jeszcze bardziej, kiedy pierwsze klatki filmowe zdradziły, że będzie to historia o wojownikach ratujących świat. Z każdą minutą filmu oczy dziewcząt otwierały się jednak coraz szerzej, a ich twarze zdawały się przybliżać do ekranu, jakby dokładne oględziny miały wykluczyć to, co widzą.
- Czy to…? Czy to jest Taiki?- odezwała się w końcu Ross. Thea siedziała z otwartą buzią jak zahipnotyzowana.
- Seiya…- głos Amandy pełen był niedowierzania.
- Czy to jest jakiś żart?!- bursztynowłosa doskoczyła do laptopa i przewinęła film do napisów końcowych, gdzie rzeczywiście jako odtwórcy głównych ról wpisani byli Seiya, Taiki i Yaten Kou- członkowie zespołu Three Lights. Reszta dziewcząt stłoczyła się obok niej, przepychając się i wpychając głowę przed monitor komputera, kiedy, po wpisaniu przez Theę odpowiedniego hasła w przeglądarce, z głośników popłynęła melodia „Nagareboshi he”. Słuchały w milczeniu pełnych niezwykłej energii dźwięków, wyraźnie zafascynowane.
- Jakie to piękne…- westchnęła Carmen- Tylko w jakim to jest języku?
- To po japońsku, Ciemnoto!- Amanda spojrzała na nią krzywo- Seiya ma taki cudowny głos…- wyrwało jej się rozmarzonym tonem. Thea odpłynęła, ogarnięta przyjemnym uczuciem, jakby ten utwór niósł ze sobą silne fluidy miłości. To było jak przesłanie, a nie pioseneczka, którą śpiewa się dla rozszalałych nastolatek. Z tego dziwnego stanu wyrwał ją dźwięk jej komórki. Uśmiechnęła się, kiedy na wyświetlaczu pojawił się numer Taikiego i, odchodząc od zasłuchanej gromadki, wcisnęła zieloną słuchawkę.
- Tak, Taiki?- starała się przybrać jak najbardziej neutralny ton.
Podejdź do okna…- odpowiedział.
- Po co?!- zapytała zdziwiona, ale ruszyła w kierunku drzwi balkonowych.
Widzisz?- uśmiechnął się po drugiej stronie.
- Co mam widzieć?- nie udało jej się ukryć lekkiego rozczarowania, bo po cichu miała nadzieję, że dostrzeże szatyna gdzieś na ulicy.
Widzisz gwiazdy?- był wyraźnie zadowolony tym faktem- Jest bezchmurne niebo. Idealna pogoda, żebym wreszcie spełnił swoją obietnicę.
- Cudownie!- jej oczy rozbłysły, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. „Wiedziałeś, kiedy zadzwonić”- pomyślała z satysfakcją.
-W takim razie przyjadę po Ciebie za piętnaście minut.
- Nie!- niemalże krzyknęła- Mam tutaj mały rozgardiasz. Wpadnę do was…
Zapomnij, że pozwolę Ci szlajać się samej po nocy…
- Nie masz wyjścia! Do zobaczenia!- rzuciła i, nie czekając na jego odpowiedź, przerwała połączenie. Szybko naciągnęła na siebie sweter i, nie zwracając uwagi na przyjaciółki, zamknęła laptopa i wpakowała go do torby.
- Hej, to moje!- podniosła się Amanda.
- Tylko pożyczam…- mrugnęła do niej Thea i wybiegła z domu, zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować.

Komentarze

Popularne posty