R. 13

W przestronnym apartamencie braci Kou jeszcze nigdy nie panowała tak luźna atmosfera jak tego wieczoru. Taiki krążył po pokoju z delikatnym uśmiechem na ustach, wyraźnie na kogoś czekając, a rozłożony na kanapie Seiya, z nogami na niskim stoliku i laptopem na kolanach, błądził wzrokiem po ekranie monitora z zadowoloną miną. Brunet zamknął w końcu komputer, rzucił go na fotel obok i przeciągnął się, wydając triumfalny odgłos.
- Z czego się tak cieszysz?- szatyn spojrzał na niego uważnie, siadając naprzeciwko.

- A Ty czemu się tak kręcisz?- odpowiedział pytaniem na pytanie- Głupek ze mnie! Niepotrzebnie pytam. Łazisz za Dośką, która chodzi Ci po głowie…
- Nie odpowiedziałeś!- przerwał mu Taiki, ignorując zupełnie jego wcześniejszą wypowiedź.
-Za dwa, trzy tygodnie wylatuję do Tokio na trening na torze- uśmiechnął się mimowolnie Seiya, odpływając myślami do chwil spędzonych z Odango.
- To chyba nie jest ROZSĄDNY pomysł- szatyn skrzywił się lekko- Oboje wiemy, jaki jest prawdziwy powód Twojej wizyty w Japonii.
- Kto jak kto, ale chyba Ty, Taiki, nie powinieneś mi mówić, co mieści się w granicach rozsądku, a co nie- mrugnął do niego, jeszcze raz uśmiechając się szeroko. Nikt mu dzisiaj nie był w stanie zepsuć dobrego humoru.
- Co masz na myśli?- chłopak założył ręce na piersiach i utkwił w nim swoje fioletowe oczy.
- Chyba naprawdę zostawiłeś swój mózg na Berkanie- westchnął brunet, rzucając mu pełne zawodu spojrzenie- Jeśli nie zaczniesz w końcu działać, ktoś sprzątnie Ci Dośkę sprzed nosa! Że też ja Ci muszę mówić takie rzeczy…
- Robię, co uważam za słuszne i nic Ci do tego!- obruszył się Taiki, energicznie podnosząc się z miejsca.
- Taaa… Tylko jakoś nie bardzo Ci to wszystko idzie.
- Ha! I mówi to facet, który przez dziesięć lat miotał się jak dziki, zamiast walczyć o kobietę- odgryzł się szatyn. Przesadził. Zabolało.
- Moja sytuacja była zupełnie inna!- doskoczył do niego Seiya, łapiąc go za koszulę.
- Ciekawe, że nagle się zmieniła…
Wypowiedź Taikiego przerwał jednak dzwonek do drzwi. Seiya trzymał go jeszcze przez moment za ubranie, dysząc ciężko, ale w końcu puścił go, odpychając ze złością od siebie. Szatyn wygładził ręką powstałe zagniecenie, rzucił złowrogie spojrzenie w kierunku brata i poszedł otworzyć. Chwilę potem przed oczami bruneta mignął tylko błysk bursztynowych włosów Thei, która wparowała do środka z prędkością błyskawicy.
- Cześć!- rzuciła wesoło, doskakując do małego kawowego stolika- Skąd te grobowe miny? Pan Ładny znowu świruje?- dodała, przenosząc swoje zielone oczy na Taikiego, który wszedł do pokoju. Szatyn skrzywił się lekko. Nie podobał mu się Seiya jako „Pan Ładny” w ustach Thei.
- To może chociaż powiecie mi, gdzie jest Yaten…- założyła ręce na piersiach i spojrzała uważnie na stojącą przed nią dwójkę.
- Wyszedł. Nie za często bywa ostatnio w domu-odezwał się Seiya.
- Na całe szczęście dla niego- mruknął pod nosem Taiki. Na twarzy dziewczyny pojawiło się zdumienie, ale nie przerwała czynności włączania laptopa, którego ze sobą przytargała.
- Obejdzie się bez niego…- powiedziała bardziej do siebie niż do nich.
- A to my nie wychodzimy?- zasępił się szatyn.
- Wychodzimy, ale za chwilkę- mrugnęła do niego porozumiewawczo- Najpierw musicie mi coś wyjaśnić.
Pomimo wcześniejszej zwady chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenie, wyraźnie zaintrygowani.
- Usiądźcie sobie. To chwilę potrwa- uśmiechnęła się i zaczęła przeszukiwać komputer.
Posadziła ich w końcu na kanapie, a sama usiadła na stoliku przed nimi, kładąc sobie laptopa na kolanach.
- Dobra chłopaki! Tylko jak na spowiedzi, bez kręcenia i bajeczek- powiedziała tytułem wstępu i nacisnęła enter. Puściła im fragment filmu, który nakręcili jako Three Lights w trakcie ich poprzedniego pobytu na Ziemi.
- Co to wszystko znaczy?- założyła ręce na biodrach- I jeszcze to?- przełączyła kolejny plik z listy i z głośników popłynęła melodia „Nagareboshi He”. Seiya i Taiki spojrzeli na siebie totalnie zaskoczeni. Nie spodziewali się, że Thea się do tego dokopie.
- Znaczy to tylko tyle, że kiedyś tworzyliśmy kapelę rockową. Nic poza tym- Taiki próbował wybrnąć z sytuacji.
- Tak, tak… To bardzo ciekawe. Tylko jakim cudem, w takim układzie, mówicie po francusku jak rodowici mieszkańcy tego kraju?- wbiła gwóźdź do trumny. Szatyn uśmiechnął się- jej inteligencja zdecydowanie dorównywała urodzie.
- Oj, czepiasz się jak zwykle, Dośka!- brunet założył ręce za głowę- Czy to źle, że mamy takie niebywałe zdolności językowe?
- I może jeszcze jakieś magiczne moce…- prychnęła, podnosząc się z miejsca. Bracia ponownie wymienili porozumiewawcze spojrzenie, czekając na jej kolejny ruch.
- Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi- ton jej głosu wyraźnie przycichł i pojawił się w nim zawód- Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic, a przynajmniej nie TAKICH.
Seiya stał przez chwilę osłupiały. Wydawało mu się, że już kiedyś miała miejsce podobna sytuacja.
- Rzeczywiście nie mówimy Ci wszystkiego…- odezwał się w końcu Taiki- ale może przyjdzie dzień, że będziemy mogli Ci to wszystko wyjaśnić.
- Pracujecie dla jakieś tajnej organizacji?- skrzywiła się, nie wierząc w to, co sama przed chwilą powiedziała.
- Można tak powiedzieć- podniósł się szatyn- Nie zaprzątaj sobie tym teraz głowy. Ciekawy wieczór przed nami.
Uśmiechnął się ciepło, chwycił za sprzęt i skórzaną kurtkę i pociągnął ją za sobą do wyjścia.
***
W tym samym czasie, na balkonie jednego z tokijskich wieżowców, błękitne oczy smukłej blondynki utkwione były w delikatnych obłokach, przesuwających się powoli po niebie. Jej wzrok był pusty, zupełnie bez wyrazu tak, jakby w jej wnętrzu nie tlił się już nawet drobny płomyczek życia. Zaciskała delikatne dłonie na poręczy balustrady, a jedna, wielka łza spłynęła jej po policzku. Nie czuła już nic. Stała tam, nieświadoma do końca tego, co widzi. Nie miała więcej sił… Straciła wszystko. Na próżno, od dziesięciu lat, umierała kolejna cząstka jej serca w imię przyszłości, której już nie było. Na próżno oszukiwała siebie i innych, wierząc, że tak musi być, że takie jest jej przeznaczenie, które musi się wypełnić. A jednak, jej narzeczony, który tyle lat zwodził ją i szarpał, udowodnił jej, że na tym świecie jedyną pewną rzeczą jest Śmierć. Zostawił ją. Wyrzekł się wszystkiego, co ich razem łączyło, włączając w to swoje obowiązki jako obrońcy Galaktyki. Nie miała mu za złe, że chciał pójść swoją drogą. Nawet to, że nie kochał jej przez te wszystkie lata, nie bolało tak bardzo. Nie mogła mu jednak wybaczyć, że pozbawił ją istoty, którą kochała niemal całym swoim sercem- Chibiusy. To dla niej znosiła to wszystko. Dla niej tłumiła w sobie prawdziwe, głębokie uczucia, które jednak nie były skierowane do jej ojca… Teraz okazało się, że wszystko, co robiła przez ten cały czas, nie miało sensu. Jedyną rzeczą, która powstrzymywała ją jeszcze przed przejściem przez barierkę i rzuceniem się w przepaś, był głos, TEN głos, który usłyszała w słuchawce zaledwie kilka tygodni temu. TEN głos był jej promykiem nadziei, że może jeszcze obok tej przyszłości, która właśnie stłukła się na drobny pyłek jak kryształ, jest jeszcze inna, może nawet lepsza?
Zimny wiatr zawiał w jej stronę, bawiąc się jej długimi lokami. Objęła się szczelnie ramionami. Jesień najwyraźniej była już u progu…

Komentarze

Popularne posty