R. 9

W powietrzu wypełniającym przytulny motelowy pokój unosił się niczym niezmącony, ale jednak pozorny spokój.  Tykanie wiszącego na ścianie zegara zgrywało się ze stukotem klawiszy komputera, na którym Taiki wyżywał się od dobrej godziny. Yaten ze słuchawkami na uszach leżał rozłożony na łóżku z rękami założonymi za głową, a jego myśli błądziły miliony, jeśli nie miliardy lat świetlnych stąd. Atramentowe oczy Seiyi wpatrywały się bezmyślnie w obrazek na komodzie, przedstawiający niezbyt urodziwą pannę, trudzącą się praniem białej koszuli na brzegu rzeki przy użyciu dużej, wiekowej tary- ot taki powiew folkloru w tym małym, na wpół wiejskim miasteczku. Nie ten widok był jednak przedmiotem dzisiejszych rozważań bruneta. Jego serce ponownie zalazła fala tęsknoty za Odango,
wdzierając się w najdrobniejszą nawet szczelinę jego zbolałej duszy. Każda komórka jego ciała drżała z bólu i żalu, odtwarzając w pamięci to wszystko, co było z Nią związane- zapach malin, dotyk delikatnej skóry, perlisty śmiech roznoszący się echem po pustym parku, błysk złotych włosów w słońcu, błękit jej ufnego spojrzenia… Ta wielka wyrwa, którą w sobie nosił, znowu nie pozwalała mu oddychać. Dusił się z każdą minutą narastającej pustki, a bezsilność wypalała dziury w jego i tak mocno już nadszarpniętych nerwach. To był ten z wielu dni, kiedy miał ochotę rozbić się na najbliższym drzewie, żeby zgasnąć, odpłynąć i nie czuć już nic…
Chłopak wyciągnął rękę po telefon i zaczął przewijać kontakty, nie zastanawiając się nawet, czego właściwie szuka. Jego serce zabiło mocniej, kiedy pod numerem Thei  zobaczył ogromne, drukowane litery układające się w jedno słowo: „USAGI”. Najwyraźniej bursztynowłosa jakimś pokrętnym sposobem wprowadziła odpowiednie cyferki, dając mu możliwość skontaktowania się z ukochaną. Przez moment walczył z nieodpartą pokusą wyjścia na zewnątrz i zadzwonienia, ale ostatecznie, z wielkim bólem odłożył komórkę i wrócił do wpatrywania się w ścianę. Taiki odchylił się do tyłu i przeciągał jak kot, kiedy ciszę przerwało pukanie do drzwi. Widząc, że jego dwaj pozostali bracia nie kwapią się, żeby je otworzyć, podniósł się i nacisnął klamkę. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, a fiołkowe oczy zaświeciły lekko, kiedy przywitało go soczyście zielone, radosne spojrzenie.
- Cześć Taiki!- uśmiechnęła się Thea- Brakuje nam chętnych do rozegrania meczu siatkówki i pomyślałam, że się skusicie.
- To będzie dzisiaj raczej ciężkie- wpuścił ją do środka i skinął głową w kierunku nieobecnych duchem Seiyi i Yatena. Wydawało mu się, że pod wpływem tego widoku posmutniała nieco, ale zaraz potem na jej twarzy pojawiła się determinacja.
- To akurat żaden problem- puściła do niego oczko i, nie zastanawiając się dłużej, zdjęła słuchawki z uszu Srebrnowłosego. Była chyba nie do końca świadoma tego, w co się właśnie wpakowała.
- Ejjj!!!- na jego twarzy pojawił się grymas złości- Chyba za dużo sobie pozwalasz!
Zdawała się nie przejmować jego pełnym wściekłości tonem. Uśmiechnęła się nieco przymilnie i odpowiedziała spokojnym głosem:
- Wybacz, że raczyłam Ci przeszkodzić, ale słońce takie piękne, że może warto by wytworzyć trochę witaminy D dla zdrowych i mocnych kości?
- Nie dzięki, matka karmiła mnie wystarczającą ilością danonków.
- Nie bądź piernik! Ja rozumiem, że siwe włosy do czegoś zobowiązują, ale nic by Ci się nie stało, jakbyś ruszył tyłek z kanapy i pograł w siatkówkę.
- Jeszcze jedno słowo, Thea, i pożałujesz….- zacisnął dłoń w pięść.
-W sumie to… Może lepiej zostań- zmieniła taktykę- na pewno jesteś beznadziejny w te klocki i dlatego tak się bronisz. Nie potrzeba nam nieudolnych graczy.
- Coś Ty powiedziała?!- zerwał się na równe nogi i doskoczył do niej, na co w ogóle nie zareagowała.
- To co usłyszałeś…- jej głos był spokojny i opanowany.
- Świetnie gram w siatkówkę, jeśli chcesz wiedzieć.
- Tak?- uniosła brwi- w takim razie udowodnij. Dziewczyny czekają na dole, możesz do nich dołą…
Blondyn wystrzelił za drzwi jak torpeda, nim zdążyła skończyć zdanie. Dziewczyna uśmiechnęła się do Taikiego wyraźnie zadowolona z efektu jaki uzyskała i przeniosła swoje zielone oczy na Seiyę, który przyglądał się temu z założonymi rękami i grymasem niezadowolenia na twarzy. Wyraźnie wyczuwała stan jego serca i umysłu. Odwróciła się z powrotem do szatyna, zatapiając się w jego fiołkowych oczach i rumieniąc się przy tym nieco, a potem cicho poprosiła, żeby zostawił ich na chwilę samych.  Drzwi w końcu się za nim zamknęły, a bursztynowłosa przysiadła na brzegu łóżka, na którym siedział brunet.
- Jeżeli masz zamiar wyciągać mnie na siłę, to daruj sobie – zaczął oschle, ale Thea nie odezwała się ani słowem. Zamknęła oczy, uśmiechając się lekko, a delikatny zapach bzu rozniósł się po pokoju. Seiya przyglądał się jej przez chwilę zaskoczony, bo wydawało mu się, że bije od niej przyjemne ciepło, pochłaniające to wszystko, co zżerało go od środka od samego rana. Kiedy ponownie na niego spojrzała, czuł się dużo lżejszy i mógł głębiej odetchnąć.
- Chciałam Ci tylko powiedzieć, że skoro tak bardzo zależy Ci na tej dziewczynie, powinieneś o nią walczyć- uśmiechnęła się. Ale on zdawał się jej nie słuchać.
- Kim Ty jesteś?- zapytał półprzytomnie, mrużąc oczy.
- Seiya, o czym Ty mówisz?!- odpowiedziała wyraźnie zaskoczona. Mierzyli się przez chwilę wzrokiem w milczeniu i pełnym napięciu. W końcu jednak uznał, że polepszenie stanu jego samopoczucia, nie ma związku z dziwnych zachowaniem koleżanki, a na jego twarzy zagościł spokój.
- Powinieneś walczyć o Usagi- powtórzyła.
- To nie jest takie proste. Ona ma narzeczonego. Mówiłem Ci już- skrzywił się.
- Chłopak nie drzewo, przesadzić można- wzruszyła ramionami- Tylko wtedy, gdy będziesz szczęśliwy, będziesz mógł dawać światu wszystko to, co najlepsze- uśmiechnęła się- A teraz przestań się mazać i działaj! Życie masz tylko jedno, nie marnuj go na zastanawianie się, co by było gdyby… Idziemy?
Podniosła się i skierowała do wyjścia, a widząc, że nadal tkwi w miejscu, analizując najwyraźniej to, co mu właśnie powiedziała, ponagliła go ruchem ręki.
- No dobra, idę już, idę…- skoczył na nogi z nową energią. Słowa Thei zdawały się wlać w jego serce siłę i nadzieję na to, że nawet, jeżeli istnieje tylko cień szansy, że jego szczęśliwy sen się spełni, powinien o to walczyć.
***
Taiki rozłożył się pod drzewem, na dużym kocu z książką w ręku i obserwował, jak sześć innych osób z pełnym zaangażowaniem odbija piłkę przez wysoką siatkę. Nie mógł się jednak skupić na tekście, bo jego wzrok co chwilę przykuwała smukła postać bursztynowłosej dziewczyny, która, z miną pełną determinacji, przyjmowała na siebie serwy rozwścieczonego Yatena. Jego fioletowe oczy podążały za każdym ruchem jej zwinnego ciała, a myśli błądziły wokół zarumienionych,  alabastrowych policzków i różowych, kształtnych ust. „Taiki, o czym Ty myślisz?!”skarcił sam siebie, przykładając dłoń do czoła i odwrócił się tyłem do boiska, chcąc uspokoić rozszalałą wyobraźnię. Chwilę po tym jak zamknął oczy, żeby odepchnąć natrętne myśli, usłyszał nad swoim lewym uchem dźwięczny głos Thei:
- Taiki, co czytasz?- zaglądała mu przez ramię do książki, a jej ciepły, wciąż przyspieszony oddech łaskotał go delikatnie w policzek. Serce zaczęło mu łomotać jak oszalałe, a umysł opustoszał, co było zupełnie do niego niepodobne. Nie czekając na odpowiedź, padła zdyszana krzyżem obok niego, westchnęła głęboko i uśmiechnęła się lekko.
- Nie masz dosyć książek?- przeturlała się na brzuch i uniosła na przedramionach, a jej bursztynowe włosy rozsypały się na zielonej trawie- Ja po każdej sesji nie jestem w stanie niczego tknąć przez co najmniej miesiąc…
- To tylko takie tam… dla rozrywki- zamknął książkę. Pierwszy „szok” najwyraźniej minął i jego mózg znów pracował na normalnych obrotach. Rozluźnił się, co od razu dało się zauważyć w zmianie sposobu, w jaki siedział.
- Obiecałeś mi pokazać Mgławicę Oriona, pamiętasz? Ale… żeby było sprawiedliwie- spojrzała na niego zalotnie- możemy zrobić transakcje wymienną.
- Ciekawe, co takiego masz do zaoferowania?- założył ręce na piersi i uśmiechnął się zawadiacko.
- Niespodzianka!- zamachała radośnie długimi nogami.
- O nie, nie, Moja Droga, wrobiłaś już w Seiyę w zjazd na linie. Ja się nie dam na to nabrać…
- A co? Bałbyś się? Kto jak kto, ale z waszej trójki Ty, Taiki, najlepiej byś temu podołał- zaczęła zrywać stokrotki rozsypane po łące i pleść wianek, ale szatyn, chociaż poczuł się doceniony, nie ustępował.
- Wolę nie ryzykować. Udowodniłaś już, że potrafisz być niebezpieczna- zaśmiał się.
- Ja?!- zamrugała długimi rzęsami, udając niewiniątko- To wszystko wierutne kłamstwa i pomówienia. Trudno, jak nie, to nie- udała, że się obrusza i zerwała na równe nogi, które zaplątały się jednak w koc i sekundę później wpadła prosto w silne ramiona, uśmiechającego się lekko chłopaka. Zarumieniła się uroczo, kiedy szatyn odgarnął zbłąkany lok z jej twarzy i postawił w końcu na twardym gruncie, mówiąc:
- Zapomniałaś jeszcze tupnąć nóżką.
- Dowcip Ci się wyostrza. Za dużo przebywać w towarzystwie Seiyi- założyła ręce na kształtnej piersi i zadarła teatralnie nos, co wyraźnie go rozbawiło. Przyjemnie było się tak z nią przekomarzać.
- Spokojnie, uodporniłem się przez tyle lat- uśmiechnął się- Powiedzmy, że mogę się zgodzić na tą twoją transakcję, pod warunkiem, że zagwarantujesz mi brak uszczerbku na ciele i umyśle.
-THEA!!! TAIKI!!!- krzyk Yatena przerwał ich rozmowę- RUSZCIE SIĘ W KOŃCU!!!
- No dobrze, już dobrze!- odkrzyczała Thea, machając do niego, a potem spojrzała z ukosa na Taikiego- Nie rób już ze mnie takiego potwora. Chciałam Cię tylko zabrać do Azylu Ptaków Drapieżnych. Mój wujek zajmuje się tam sokolnictwem i…
Ich głosy powoli cichły, kiedy oddalali się w kierunku roześmianej grupy młodych ludzi. Wiatr zaczął tasować cienkie kartki porzuconej na pledzie książki, a potem porwał w połowie wykonany wianek wraz z drobnymi pyłkami letnich kwiatów i traw.

Komentarze

Popularne posty