R.10

Wysoki szatyn od niechcenia oparł się o framugę okna i utkwił swoje złote oczy w ciemności nocy za  szybą. Ostro zacinający deszcz więził pomiędzy swoimi strugami światło ulicznych latarni, co sprawiało, że płachta mroku zdawała się jeszcze bardziej gęsta. Widząc przemykającą na dole zakapturzoną postać, uśmiechnął się pod nosem. Spodziewał się, że złoży im wizytę. Minutę lub dwie później rozległo się energiczne, wręcz natarczywe pukanie do drzwi, a jego młodszy brat, z miną pełną zaskoczenia, podniósł się, żeby je otworzyć. „Dużo się jeszcze musisz nauczyć, mój drogi  Raido”- przemknęło mu przez myśl, kiedy rozsiadł się wygodnie na fotelu.  Usłyszał krótką wymianę zdań i do pomieszczenia wparowała wysoka, różowo- włosa dziewczyna, z błyskiem złości w szarych
oczach.
- Othila, dawno się nie widzieliśmy…- uśmiechnął się nieco złośliwie i ręką wskazał jej miejsce obok. Nigdy nie lubił tego nie posiadającego delikatności ni gracji, babo-chłopa. Dziewczyna ani drgnęła. Jej dłonie zacisnęły się w pięść, a na twarzy pojawił się grymas niezadowolenia.
- Gebo, co Ty tutaj robisz?- nie udało jej się powstrzymać drżenia swojego głosu- I dlaczego chowasz się po kątach z tym… z Nim?!- przeniosła wzrok na kompletnie zdezorientowanego bruneta, zakładając ręce na piersiach.
- Nawet tutaj nie nauczyli Cię dobrych manier? No cóż… Najwyraźniej są przypadki na tyle beznadziejne, że nic już się nie da zrobić- odpowiedział obojętnym tonem- To mój brat Raido- kolejny obrońca rodziny królewskiej. Odnoś się do niego z należytym szacunkiem.
- Jak śmiesz?!- podniosła głos- Jestem najbliższą strażniczką Księżniczki i jej drogą Przyjaciółką.  Nie masz prawa się tak do mnie zwracać!
- Jak na razie, to Ty tutaj robisz najwięcej zamieszania. Usiądź wreszcie i skup się na tym, co mam Ci do powiedzenia-stłumił ją tak, że różowo- włosa opadła ciężko na siedzenie z obrażoną miną, ale nie odezwała się już ani słowem.
- Dobrze wiesz, że Twoje przebudzenie na Ziemi, nie wróży niczego dobrego. Przepowiednia się wypełnia- Chaos kumuluje swoją energię i prawdopodobnie uderzy w najsilniejszych… Jeżeli zniszczy pięć filaryjnych rodów, zaburzy to równowagę całego Wszechświata i zgasną wszystkie Gwiazdy, a wraz z nimi życie. Tylko Mesjasz Światła- ostatnia, najjaśniejsza Gwiazda zrodzona w Kosmicznym Kordonie może zapobiec zagładzie i tylko nasza Księżniczka, jako Czarodziejka Światła może Go odnaleźć. Dlatego niedługo przebudzi się i rozpocznie się nasza misja.
- W takim razie, dlaczego ja i Isa odzyskałyśmy już swoje wspomnienia i znamy swoją tożsamość, a Księżniczka i Ansuz- nie?- zapytała ostrożnie.
- Im większa moc, tym dłuższy proces- uśmiechnął się lekko.
- Jaka jest Twoja rola w tym wszystkim? Po co Królowa Cię tutaj wysłała?- zmrużyła oczy.
- Mam przypilnować Księżniczki w tym burzliwym okresie i chronić ją.
- Przecież my tu jesteśmy, więc po co jeszcze Ty?!- odezwała się nieco niegrzecznie.
- Nie udawaj głupiej!- złość zaczynała w nim buzować- Dopiero z JEJ przebudzeniem odzyskacie pełnię swojej mocy. Teraz możesz co najwyżej zamachnąć się kijem od szczotki!
Podniosła się, nie mówiąc już nic więcej i skierowała do wyjścia. Zanim jednak opuściła pokój, posłała Gebo ostatnie, pełne wyrzutu spojrzenie, co skwitował tylko nieco krzywym uśmiechem. Przez całą drogę do domu Ross Amanda zastanawiała się, jak zniesie obecność znienawidzonego generała podczas zbliżającej się wielkimi krokami, niebezpiecznej misji…
***
Ross podeszła do dużego, balkonowego okna, po którym krople deszczu spływały obfitymi strugami i skrzywiła się lekko. Od tygodnia lało jak z cebra, że nie można było wyścibić nosa z domu. Mina Thei, która do niej dołączyła, również nie zdradzała zbytniego zadowolenia. Wszystkie plany bursztynowłosej- od obserwacji gwiazd z Taikim po wycieczkę motocyklową z Seiyą- szlak trafił. Najbardziej żałowała tych wszystkich chwil z Szatynem, które jej właśnie umykały, ale do tego nie przyznawała się nawet przed samą sobą.
- Czy ta ulewa nigdy się nie skończy?- mruknęła pod nosem Ross, odkręcając się do Amandy i Carmen, które, rozgościwszy się w kuchni Thei, przygotowywały stertę kanapek.
- Połowa wakacji za nami, a my tracimy czas przez głupi deszcz- skrzywiła się różowo- włosa- Żeby było tu coś jeszcze do roboty: jakiś klub, pub czy chociaż porządne centrum handlowe…
- Jedźmy już do miasta…- pisnęła błagalnie Ross- Zabawmy się w końcu, nooo…!
- Świetny pomysł!- podskoczyła zadowolona Carmen, a plasterki ogórka, którego właśnie obierała, posypały się na podłogę. Tylko Thea nie zareagowała tak entuzjastycznie. Nadal w milczeniu mieszała sałatkę.
- Thea, proszę Cię…- doskoczyła do niej kuzynka, robiąc słodkie oczka.
- Wszystko fajnie, tylko moi rodzice polecieli do Egiptu, zostawiając mi dom pod opieką na kolejny tydzień- ze złością wrzuciła łyżki na blat, wywalając przy okazji trochę sałaty.
- Oj no, nie zostawimy Cię tu przecież samą- Carmen objęła ją wpół i uściskała serdecznie- Przekoczujemy jeszcze te parę dni, a potem wybywamy.
Rozmowę przerwał im głośny dzwonek do drzwi, który rozniósł się echem po całym domu. Thea wyswobodziła się z objęć przyjaciółki i powolnym krokiem ruszyła do przedpokoju. U progu wejścia stali Seiya, Taiki i Yaten z dużymi, czarnymi parasolami w rękach.
- Cześć Dośka!- jako pierwszy odezwał się brunet.
- Przepraszam, możesz powtórzyć? Bo chyba się przesłyszałam…- brwi bursztynowłosej poszybowały ostro w górę, wyrażając dezaprobatę.
- Oj, Dosia, nie denerwuj się tak. Przyszliśmy wam trochę poprzeszkadzać, bo na pewno nudzicie się w taki deszcz- uśmiechnął się zawadiacko i, nie czekając na zaproszenie, wepchnął do środka. Dziewczyna wpuściła pozostałą dwójkę, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z mijającym ją Taikim i, próbując opanować nadszarpnięte nerwy, skierowała się do salonu, gdzie Seiya już rozłożył się na kanapie.
- To co będziemy robić, Dośka?- wyszczerzył się.
- Ty za chwilę będziesz kopał sobie grób, jeśli nie przestaniesz się odzywać- zacisnęła dłoń w pięść.
- Thea, gadasz do siebie?- Ross i pozostałe dziewczyny weszły do pokoju, niosąc ze sobą talerze kanapek i sałatkę.
- Taiki!- zaszczebiotała blondynka, porzucając jak najszybciej to, co trzymała w rękach. Doskoczyła do zaskoczonego jej nagłym przypływem serdeczności szatyna i pociągnęła go za sobą na sąsiednią kanapę. Na ten widok Thea odkręciła się na pięcie i, mamrocząc coś o herbacie, wyszła do kuchni. Poczuła lekkie ukłucie gdzieś w okolicy serca i nie chciała, żeby Przyjaciółka, a tym bardziej ON, to zauważył.
- Dosia, coś Ty dzisiaj taka drażliwa?- Seiya oparł się na blacie, na którym Thea właśnie rozstawiała kubki, do których zamierzała nasypać herbatę.
- Jeszcze słowo, a naprawdę Ci przyłożę- warknęła w jego kierunku. Wyjątkowo, miała dzisiaj wszystkiego dość- tych głupich snów, które męczyły jej każdej nocy; deszczu, który oddalał wizję jej radosnych chwil; a przede wszystkim Czarnowłosego, który wybrał najmniej odpowiedni moment na żarty. Brunet wyczuł w końcu, że coś jest nie tak, podszedł do niej i chwycił za ramiona.
- Co jest Thea?- zapytał już naprawdę poważnie.
- Nic szczególnego. Każdy może mieć gorszy dzień- odpowiedziała, nie patrząc na niego.
- Jesteśmy przyjaciółmi, tak?- uniósł jej brodę, żeby spojrzała mu w oczy- Ty pomagasz mi, więc ja chciałbym Tobie.
- Thea, wszystko w porz…?- Taiki urwał, widząc tą dwójkę w niekoniecznie jednoznacznej sytuacji- Widzę, że Seiya już Ci pospieszył z pomocą. To dobrze…- dorzucił chłodno i wyszedł. Bursztynowłosa wyskoczyła w kierunku gwiżdżącego czajnika jak oparzona, przygryzając lekko dolną wargę. Tego jej jeszcze tylko brakowało… Bez słowa wepchnęła brunetowi tacę z kubkami i oboje wrócili do salonu, gdzie pozostała piątka rozsiadła się wygodnie, oglądając pierwsze minuty zaplanowanego przez dziewczyny filmu. Taiki oderwał wzrok od nadającej po cichu Ross i spojrzał z wyrzutem na Theę, która usiadła po turecku na podłodze, ignorując zupełnie blask jego fioletowych oczu. Obok niej opadł Seiya, który nie zamierzał odpuścić. Jego starszy brat ukradkiem obserwował, jak chłopak szturcha ją delikatnie łokciem, a potem szepcze jej coś do ucha. Dziewczyna skrzywiła się lekko i posłała mu mordercze spojrzenie, ale chwilę potem nachyliła się jednak, żeby coś mu odpowiedzieć. Szatyn miął w rękach kartkę papieru, na którym Ross zapisała mu swój numer telefonu, w ogóle nie zwracając uwagi na siedzącą obok koleżankę. Miał ochotę przyłożyć bratu… i to porządnie. Każdy zdawał się być pochłonięty filmem, chociaż Thea wyglądała bardziej na znudzoną niż zafascynowaną i jakby trochę naburmuszoną.
- Już wiem!- krzyknęła nagle radośnie, jakby odkryła Amerykę.
- Ciii… Thea, oglądamy!- skrzywiła się Amanda.
- Wiem, co fajnego możemy robić w deszcz!- zignorowała Przyjaciółkę.
- No co?- zapytał Yaten wdzięczny, że przez chwilę nie musi patrzeć na te bzdury.
- Paintball!
- Paintball?- grymas pojawił się na twarzy Ross.
- Już nie rób z siebie takiej damy… Podzielimy się na drużyny i sprawdzimy, kto jest lepszy- zmrużyła oczy i spojrzała na Taikiego.
- Ja tam jestem za- Seiya założył ręce za głowę.
- Ja też- wtórował mu Taiki.
- Świetnie! Ale ja jestem w drużynie z Taikim- rozpromieniła się blondynka. Pierwszy raz w życiu kuzynka naprawdę irytowała Theę.
- A ja z Seiyą…- rzuciła zielonooka, zanim zdążyła ugryźć się w język, na co brunet spojrzał na nią pytającym wzrokiem- Yaten, wchodzisz w to?
- Może być. Lepsze to niż gapienie się w ściany.
- No to ustalone!- klasnęła w dłonie- Postaram się załatwić wszystko na środę.
- Fajnie ale ja naprawdę chciałabym obejrzeć ten film!- obruszyła się Amanda i nikt się już więcej nie odezwał. Ross co jakiś czas szeptała coś na ucho Szatynowi, czemu Thea przyglądała się z założonymi rękami i miną mordercy na twarzy. Kto by pomyślał, że to nudne deszczowe popołudnie, dostarczy niektórym tyle atrakcji…

Komentarze

Popularne posty