P. 4- Tremor

Taiki rozłożył się na dużym, małżeńskim łożu w sypialni i założył ręce za głowę, trafiając dłonią na drewnianą, rzeźbioną ramę, której teksturę czuł teraz wyraźnie pod palcami. Błądząc opuszką po  jednym ze słojów, utkwił wzrok w gałązkach bzu za oknem, kołyszących się lekko na popołudniowym wietrze. Pomimo dziecięcego śmiechu, roznoszącego się po całym domu, miał wrażenie, że w tym pokoju powietrze było jakby gęstsze, tłumiące wszystkie próbujące się przedostać do niego dźwięki. Nawet wskazówki zegara na chabrowej ścianie przesuwały się jakoś leniwiej, ogarnięte aurą senności i spokoju. Szatyn wciągnął powoli powietrze, a do jego nozdrzy dotarł tak dobrze znajomy mu zapach. Spojrzał tęsknie na miejsce obok, gdzie zwykle budziła się przy nim Thea i odpłynął, a w jego fioletowych oczach pojawił się cień smutku.

- Tatusiu! Złapałam Dośkę!- brązowowłosa dziewczynka stanęła w szerokich, dwuskrzydłowych drzwiach z namiętnością przyciskając do siebie czarnego, puszystego kota o złotych oczach. W jej zielonym spojrzeniu migotały iskierki radości, a jasną buźkę rozpromieniał szeroki uśmiech.
- Jak dalej będziesz ją ściskać, nie będzie już nic do łapania następnym razem- zaśmiał się.
- Nie rozumiem- patrzyła na tatę zdziwionymi oczkami, wciąż przytulając wyrywającego się zwierzaka.
- Puść Dosię, Mizuki, bo jest już zmęczona i chodź tutaj do mnie- powiedział łagodnie. Dziewczynka posłusznie wypuściła z rąk kota, który czym prędzej czmychnął w głąb domu, podbiegła do taty i rzuciła mu się na brzuch, powodując, że wydał z siebie zduszony jęk, a potem opadł ciężko na białą kapę i znieruchomiał.
- Tatusiu…- wdrapała się na niego i dotknęła drobną rączką jego policzka- Nie udawaj!- naburmuszyła się, a on otworzył fioletowe oko i uśmiechnął się zaczepnie.
- Chciałaś zabić Tatę?- przewrócił ją na łóżko i zaczął łaskotać, a jej radosny śmiech wypełnił całe pomieszczenie. Chwilę potem oczy dziewczynki zatrzymały się na czymś i w jednej sekundzie przestała się śmiać. Taiki podniósł głowę, żeby sprawdzić, na co z takim zainteresowaniem patrzy jego córka. Wzrok Mizuki utkwiony był w sporej wielkości, skórzanym futerale, opartym o ścianę obok drewnianego stolika, na którym wciąż walały się sterty nut, tak jak zostawiła je Thea. Córka wyrwała mu się i, nie spuszczając wzroku z fioletowej osłony, powoli ruszyła w tym kierunku.
- Możemy je zobaczyć?- z namaszczeniem dotknęła futerału, a potem odkręciła główkę i spojrzała błagalnie na tatę. Szatyn przytaknął, przetarł rękawem zakurzoną skórę, a potem przeniósł go na łóżko i powoli zaczął odsuwać zamek. Czuł się dziwnie spięty, kiedy to robił. Tyle czasu nikt nie zaglądał do skrzypiec żony, a przecież od zawsze miał wrażenie, że zamknęła w nich część swojej duszy. Dziewczynka wskoczyła obok na materac i zaczęła kręcić się zniecierpliwiona. Taiki spojrzał na nią i uśmiechnął się, przeciągając chwilę tak, jakby otwierali właśnie kufer pełen skarbów. Oczy Mizuki rozbłysły, kiedy ciemne drewno instrumentu zalśniło w ostatnich tego dnia promieniach słońca. Ostrożnie przesunęła rączką po strunach, od kołków aż do samego strunnika, a potem z trudem uniosła długi smyczek i zaczęła gładzić jego lepkie od kalafonii włosie.
- Są takie jak mama. Piękne…- na jej twarzy pojawił się uśmiech.
- Tak, to prawda- odpowiedział smutno, gładząc ją po brązowych loczkach.
- Opowiedz mi, jak mama je kupowała- poprosiła, patrząc na zamyślonego tatę. Brązowowłosy spojrzał z troską na córkę, która ciągle przekładała w rękach smyczek, w końcu jednak przesunął skrzypce, poprawił poduszkę i rozsiadł się wygodnie. Mizuki wtuliła się w niego i z buzią opartą o jego tors, zaczęła bawić długimi kosmykami jego związanych w kucyk włosów, wsłuchując się w głęboki, spokojny ton jego głosu…
Przestrzeń wysokiego, jasnego holu wypełniały stłumione dźwięki różnych instrumentów, dobiegające z kilku, przeciwnych kierunków. Mahoniowe schody, stanowiące centrum tego pomieszczenia, przepełnione były studentami, taszczącymi zeszyty i opasłe segregatory pełne szeregów nut, którzy dyskutowali z przejęciem na mniej lub bardziej istotne tematy. Taiki stanął pośrodku tego małego rozgardiaszu i rozejrzał się uważnie na wszystkie strony. Promienie słońca, wpadające przez duże, gotyckie okna, odbijały się od gładkiej powierzchni szkła antyram zawieszonych na białych ścianach, zza których sylwetki słynnych muzyków łypały złowrogo na swoich niesfornych następców. Kilka głów odwróciło się z ciekawością w jego stronę, najwyraźniej go rozpoznając, więc nie czekał dłużej , tylko podszedł do dziewczyny z dużym futerałem na plecach, która zerkała na niego ukradkiem, rozmawiając z koleżanką. Kiedy stanął przed nią, zachichotała i zaczęła zalotnie okręcać sobie kosmyk blond włosów wokół palca. Szatyn włożył ręce w kieszenie i zmrużył fioletowe oczy z dezaprobatą, ale uchylił się od komentarza na ten temat.
- Cześć! Szukam Thei Aider. Nie wiecie może, gdzie mogę ją znaleźć?- powiedział nieco chłodno. Na dźwięk słowa „Thea” oczy obu dziewcząt rozszerzyły się ze zdumienia, a na ich twarzach pojawił się grymas niezadowolenia.
- Thea? Widziałaś ją dzisiaj, Suzu? Bo ja nie…- blondynka zwróciła się do brunetki.
- Nie, niestety…- westchnęła teatralnie towarzyszka i uniosła ręce, wyrażając swoją niemoc.
- Nie kłam, Rin- odezwał się brunet, oparty o filar kilka metrów dalej- Dobrze wiesz, że Thea ma zajęcia z Profesorem w sali koncertowej, bo jeszcze wczoraj wykłócałaś się z nią o godzinę ćwiczeń.
Blondynka poczerwieniała ze wstydu i złości, a potem odkręciła się na pięcie i, ciągnąc za sobą przyjaciółkę, ulotniła się czym prędzej. Taiki patrzył przez chwilę na oddalającą się kłamczuchę z rozbawieniem, po czym zwrócił się do swojego sprzymierzeńca:
- Możesz mi powiedzieć, gdzie jest ta sala?
- Tym korytarzem i na prawo. Duże, drewniane, rzeźbione drzwi- wskazał ciągnącą się sień o łukowatym sklepieniu i uśmiechnął się.
- Dzięki- Kou mrugnął do niego porozumiewawczo i ruszył w wyznaczonym kierunku. Z każdym krokiem serce biło mu co raz mocniej. Nie zwracał uwagi na zamieszanie, które wywołał swoją osobą. Nawet po takim czasie medialnej ciszy, nie mógł uciec przed sławą. Zatrzymał się przez chwilę przed masywnymi, dwuskrzydłowymi drzwiami, a do jego uszu dotarły stłumione dźwięki skrzypiec. Uśmiechnął się lekko i otworzył ostrożnie jedno skrzydło tak, żeby nie zmącić płynących tonów żadnym niepotrzebnym jękiem zawiasów. Wsunął się bezszelestnie do półokrągłej sali z rzędami obitych purpurowym materiałem foteli, a jego wzrok od razu odnalazł stojącą samotnie na scenie skrzypaczkę. Jej bursztynowe loki lśniły w świetle scenicznego reflektora, który w tym momencie był jedynym jego źródłem, a wianuszek długich rzęs, które okalały na wpół przymknięte powieki, skrywały za swoim wachlarzem soczyście zielone oczy. Taiki opadł na siedzenie w jednym z ostatnich rzędów zahipnotyzowany nie tylko jej widokiem, ale przede wszystkim muzyką. Grała właśnie fragment nieznanej mu etiudy, a styl jej gry był tak namiętny, drapieżny i pełen pasji, że przyprawiał o gęsią skórkę. Założył ręce na oparciu fotela i oparł o nie brodę, odpływając. Oczami wyobraźni zobaczył wyłaniających się z ciemności wojowników. Spojrzeli na siebie wrogo i zaczęli powoli krążyć wokół siebie, oceniając przeciwnika. Każdy ich ruch był spowolniały, jakby mięśnie przygotowywały się na nadchodzącą walkę. Niskie, złowrogie tony złożyły się następnie w ogień, wyłaniający z mroku powalone domy, połamane płoty, spalone stodoły i martwe zwierzęta. Pomarańczowe płomienie odbijały się w uniesionych mieczach gwiezdnych rycerzy, szykujących się do natarcia. Z rządzą mordu w oczach ruszyli ku sobie z dzikim okrzykiem i już dało się słyszeć szczęk zakleszczonego metalu, gdy nagle…
-Stop!- ostry bas w jednej sekundzie przerwał muzykę, wyrywając go z zamyślenia. Dopiero wtedy szatyn zorientował się, że nie są sami. Z miejsca na środku podniósł się wysoki, barczysty, siwiejący mężczyzna, który ruszył w kierunku wyraźnie poirytowanej Thei.
- Źle, źle, źle! Wszystko ŹLE!- ryknął, a dziewczyna przechyliła tylko głowę i wydęła usta, opuszczając skrzypce i smyczek
- Gubisz rytm, źle akcentujesz… Spójrz w zapis. No spójrz!- powiedział z naciskiem, widząc, że jego uczennica nie kwapi się do wykonania jego „prośby”. Bursztynowłosa z grymasem odłożyła instrument na ławkę fortepianu, który zajmował centrum podestu, a potem zaczęła wertować sterty kartek, wystające z jej dużej, skórzanej torby. W końcu wyciągnęła odpowiedni plik i spojrzała znacząco na swojego Mistrza, który przez cały ten czas łypał na nią spode łba.
- To, widzisz TO?!- wskazał jej coś palcem na papierze- Co to jest?!
- Ósemka z kropką?- zapytała sarkastycznie, zakładając ręce na piersiach.
- Bardzo dobrze. Przynajmniej z teorii nie kulejesz. Dlaczego więc nie słyszę jej w Twojej grze?!
- Trudno przedłużyć ósemkę przy prestissimo!- jej głos drżał ze złości.
- Śmiesz się jeszcze wymądrzać?!- doskoczył do niej tak, że Taiki podniósł się, gotowy ją ratować- Jeżeli w zapisie jest ósemka z kropką, to ma być ósemka z kropką, a nie jakieś twoje widzimisię!
- Tak jest, Panie Profesorze- odpowiedziała machinalnie, zerkając na swoje buty i zaciskając dłonie na turkusowej sukience.
- Do czego Ty właściwie dążysz, Dziecko?- zirytował się jej bezczelną odzywką.
- Do perfekcji, Panie Profesorze- syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Na razie zjeżdżasz windą na damo dno! I jeszcze to badziestwo!- chwycił w ręce jej skrzypce- Piszczy, że aż uszy bolą. Już dawno mówiłem Ci, żebyś sprawiła sobie coś porządnego- ze złością cisnął instrumentem o deski sceny. Thea patrzyła ze łzami w oczach, jak pudło rezonansowe rozpada się na czynniki pierwsze, uwalniając struny ze strunnika. Jej twarz poczerwieniała ze złości, a dłoń zacisnęła się w pięść.
- W takich warunkach nie ma mowy o żadnej współpracy między nami. Do widzenia! -zgarnął płaszcz z oparcia fotela i ruszył do wyjścia, nawet na nią nie patrząc. Kiedy mijał Taikiego, obrzucił go pełnym wściekłości spojrzeniem, ale nie odezwał się ani słowem, tylko wyszedł, trzaskając drzwiami. Thea, która do tej pory stała przy scenie, trzęsąc się ze złości, chwyciła skrzypce, a raczej to, co z nich zostało i cisnęła je do dużego kosza, stojącego w rogu. Energicznym ruchem wcisnęła kartki do torby, narzuciła ją z trudem na ramię i popędziła do drzwi. Zauważyła Taikiego dopiero, gdy ten chwycił ją za rękę, zatrzymując w pół kroku. 
- Taiki, co Ty tutaj robisz?- złość w jej zielonych oczach ustąpiła miejsce zdumieniu.
- Byłem ciekawy jak grasz…
- Beznadziejnie. Jak zapewne słyszałeś…- westchnęła ciężko, a on pokiwał przecząco głową.
-To  nieprawda! Czepiał się i tyle. Chodź…- pociągnął ją, nie czekając na odpowiedź.
- Dokąd?
- To zależy, jakim czasem dysponujesz- spojrzał na zegarek.
- Niestety, nie za dużym-zawód w jej głosie mimo wszystko go ucieszył.
- No trudno. Na dłuższą wycieczkę wybierzemy się innym razem. Teraz będziemy musieli zadowolić się herbatą- otworzył przed nią drzwi  i wyszli na korytarz, pozostawiając za sobą tylko, wciąż drżące uwolnioną energią, cząsteczki powietrza.
***
Gdy tylko przekroczyli próg kawiarni, Thea ulotniła się do łazienki, rzucając wcześniej, żeby Taiki zamówił dla niej herbatę. Szatyn czekał na nią już piętnaście minut i zaniepokojony zaczynał zastanawiać się, co mogło zatrzymać ją na tak długo. Miał już zamiar sprawdzić, czy z przyjaciółką wszystko w porządku, kiedy w końcu pojawiła się na horyzoncie. Miała zaczerwienione oczy i trochę rozmazanego tuszu na policzku zupełnie, jakby płakała. Opadła ciężko na miejsce obok i westchnęła cicho. Za słabym uśmiechem, który pojawił się na jej ustach, bez wątpienia próbowała ukryć swoje zmartwienie.
- Wszystko w porządku?- brązowowłosy spojrzał na nią ciepło, a potem wytarł dłonią czarną smugę z jej porcelanowej skóry. Patrzyła na niego przez chwilę w milczeniu, żeby w końcu przytaknąć tylko głową.
- Mam nadzieję, że nie przejmujesz się tym zajściem z profesorem- uniósł jej podbródek, żeby spojrzeć w zielone oczy i uśmiechnął się. Tym razem pokiwała przecząco w odpowiedzi.
- Thea…- objął ją, a ona przysunęła się do niego i położyła mu głowę na ramieniu- Może chociaż wiadomość, że załatwiłem Ci pracę, trochę Cię rozchmurzy?
- A czy w tej pracy są w stanie zapłacić mi za rok z góry?- objęła swoje ramiona – Przepraszam. Powinnam powiedzieć: „dziękuję” na wstępie. Zdecydowanie za dużo dla mnie robisz…
- Nie przesadzaj. To nic takiego. Martwisz się tymi zniszczonymi skrzypcami, tak?
- Ech… Tak. To był prezent od mojego dziadka- w jej oczach zaszkliły się łzy- Miały dla mnie ogromną wartość sentymentalną. Poza tym nie stać mnie na kupno nowych, a bez skrzypiec nie istnieję.
- Hmm…- zamyślił się na chwilę, poszukując rozwiązania tego problemu- Nie możesz zwrócić się o pomoc do rodziców?
- Nie- pokręciła głową- Gdyby nie mój dziadek, nie skończyłabym nawet szkoły muzycznej. To on zrobił dla mnie pierwsze skrzypce i wyłożył pieniądze na czesne- uśmiechnęła się do swoich wspomnień, miętoląc w rękach papierową chustkę- Mój ojciec uważa, że Akademia Muzyczna to strata czasu i pieniędzy. Mojego brata wychwala pod niebiosa, a na mnie potrafił się tylko wydzierać. Wyniosłam się z domu bez jego wiedzy, żeby zacząć studia. Nigdy też nie wzięłam od niego żadnych pieniędzy. Teraz też nie zamierzam.
- To z czego się utrzymujesz?- spojrzał na nią.
- Głównie ze stypendium i korepetycji. Dorabiałam też w weekendy, dopóki ktoś nie pozbawił mnie pracy- wyszczerzyła się.
- To rzeczywiście może być ciężko z pieniędzmi na nowy instrument- zmartwił się.
- Coś wymyślę- puściła do niego oczko- Nie z takich opresji już wychodziłam. Właściwie to… dlaczego tak bardzo przejmujesz się moją stratą? Dlaczego przystojny pan doktor i jednocześnie gwiazda rocka, weekendowa to weekendowa, ale jednak gwiazda, siedzi teraz w kawiarni z podrzędną skrzypaczką, zamiast okręcać szalejące za nią fanki?
Taiki odwrócił wzrok, nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Na szczęście odezwał się sygnał jej telefonu, uwalniając go od tej konieczności. Dziewczyna przeczytała wiadomość, po czym podniosła się i zaczęła nakładać płaszcz, zapominając najwyraźniej o swoim pytaniu.
- Wychodzisz już?- zasępił się chłopak.
- Tak. Muszę już zmykać. Dziękuję za rozmowę i herbatę. Następnym razem ja stawiam. Pa!- pocałowała go w policzek, zarzuciła torbę na ramię i ruszyła do wyjścia.
-Pa…- szatyn rzucił bardziej do siebie niż do niej, bo była już za daleko, żeby usłyszeć jego pożegnanie. Obserwował, jak bursztynowe pasma jej długich włosów falują z każdym jej ruchem, kiedy energicznym krokiem przechodziła przez ulicę. Nigdy wcześniej nie spotkał kobiety, która miałaby tak jasno określone cele i marzenia, do których dążyła za wszelką cenę. Miała w sobie przy tym tyle energii i determinacji, a przede wszystkim  pogody ducha, że mogłaby obdarzyć nimi niejednego ponuraka. Tyle o niej wiedział po ponad miesiącu znajomości, podczas którego jego myśli wędrowały do niej za każdym razem, kiedy nie musiał skupiać uwagi na kolumnach badań laboratoryjnych, czy ciągnącym się metrami zapisie EKG. Często jednak zdarzało się, że ich spotkanie kończyło się jakimś tajemniczym telefonem albo wiadomością, po której żegnała się i bez żadnych słów wyjaśnienia po prostu wychodziła. Z każdym dniem ich znajomości bolało go to coraz bardziej. Całym sercem wierzył jednak, że pewnego dnia nie będą mieli przed sobą żadnych tajemnic.
***
Obserwował z ukrycia, jak obdrapane drzwi otwierają się z cichym skrzypnięciem, a na klatkę schodową wychodzi ubrana w dresowe spodnie i jasną koszulkę Thea. Rozejrzała się na wszystkie strony i dopiero po chwili zauważyła skórzany, fioletowy futerał oparty o ścianę. Jej zielone oczy rozszerzyły się ze zdumienia, ale na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Chwyciła ukryte w pokrowcu skrzypce i z piskiem radości przycisnęła je do siebie, podskakując do góry. Taiki stłumił śmiech, nie chcąc, żeby go dostrzegła. Wyglądała uroczo i jednocześnie zabawnie, ciesząc się jak dziecko…
Dopiero po dłuższej chwili Taiki zorientował się, że główka Mizuki ciężej niż poprzednio opiera się o jego tors. Spojrzał w dół. Mała oddychała równo i głęboko, pogrążona w spokojnym śnie. Delikatnie tak, żeby jej nie zbudzić, ułożył ją wygodnie, przykrył kocem i ucałował jasne czółko, odgarniając brązowe kosmyki. Dziewczynka uśmiechnęła się, wtulając w poduszkę wciąż przesączoną zapachem jej mamy. Szatyn patrzył na nią w milczeniu z lekkim uśmiechem na ustach.  Była małą kopią jego ślicznej żony i całym jego światem. Gdyby nie ona, zniósłby pewnie to wszystko znacznie gorzej. Westchnął ciężko i przeniósł wzrok na fioletowy futerał w rogu łóżka. Ostrożnie wyjął z niego skrzypce i usiadł na fotelu pod dużym oknem, gdzie często zastawał Theę o świcie, która z lekkim uśmiechem na ustach obserwowała wschód słońca. Pogładził z czułością lakierowane drewno, a w jego oczach pojawił się cień smutku. Szarpnął jedną ze strun, a nierówny dźwięk zaczął rozchodzić się po pokoju. „Taiki…”- przez chwilę wydawało mu się, że słyszy jej ciepły głos, mieszający się z tonem, który właśnie wydobył. To sprawiło tylko, że żal jeszcze bardziej ścisnął go w środku.
- Tęsknię za Tobą, Thea- szepnął, patrząc na instrument, a jego myśli powędrowały do wspomnień, kończących jego historię.
Szatyn wyszedł właśnie spod prysznica. Związał rzemykiem długie włosy i naciągnął, czarne dresowe spodnie, a potem koszulkę, która opinała się lekko na jego umięśnionym torsie, odsłaniając jednocześnie silne ramiona. Bezceremonialnie walnął się na kanapę w salonie i założył ręce za głowę, rozkoszując się błogą ciszą. „To był jednak dobry pomysł, żeby wyprowadzić się od Seiyi i Yatena. Teraz mam przynajmniej święty spokój.”- przeciągnął się. Cieszyła go perspektywa spokojnego popołudnia z książką albo dobrym filmem. Zasłonę ciszy zerwał jednak odgłos energicznego pukania do drzwi. Taiki skrzywił się lekko i spojrzał na nie z nadzieją, że jeśli będzie się ociągał, natręt po prostu sobie pójdzie. Ponowny, tym razem głośniejszy stukot przekonał go jednak, że przybysz tak łatwo nie odpuści. Poirytowany doskoczył do drzwi i otworzył je energicznym ruchem tak, że w oczach stojącej po drugiej stronie Thei pojawiła się nutka niepokoju. Zaskoczony jej widokiem, nie mógł wydusić z siebie słowa, dlatego stali teraz naprzeciw siebie w pełnym dziwnego napięcia milczeniu.
- Chyba przyszłam nie w porę…- wydusiła z siebie bursztynowłosa- Przyjdę innym razem.
- Nie, pora jest dobra. Jestem po prostu trochę zaskoczony. Nie spodziewałem się Ciebie tutaj. Stało się coś?
- Nie… A właściwie tak- odpowiedziała lakonicznie, opuszczając wzrok.
- Wejdź. Zapraszam…- wpuścił ją do środka.
Thea weszła do salonu i zdjęła z pleców futerał ze skrzypcami, a potem rozejrzała się dookoła. Nigdy wcześniej nie była w mieszkaniu Taikiego. To wnętrze wydawało się chłodne, zdystansowane i surowe. Zupełnie inne niż chłopak, którego znała.
- Masz ochotę na herbatę?- spojrzał na nią uważnie.
- Nie, dziękuje. Wpadłam tylko na chwilę- ton jej głosu nieco go zaniepokoił.
- Co się dzieje, Thea?- stanął naprzeciwko niej i spojrzał w oczy.
- Nie mogę tego przyjąć- skinęła głową w stronę opartego o fotel futerału.
- Nie wiem, o czym mówisz…- odwrócił wzrok.
- Taiki…- wyciągnęła rękę ponad swoją głowę, żeby dosięgnąć do jego policzka, prowokując go, żeby na nią spojrzał- To nie Kuro podrzucił skrzypce pod moje drzwi, a żadnego z moich znajomych nie stać na skrzypce od najlepszego lutnika w regionie, więc… Ty jesteś jedynym potencjalnym dobroczyńcą, który mógł sprawić mi taki prezent.
- Kim jest Kuro?- poczuł, jakby w tym momencie coś ciężkiego osiadło na jego ramionach. Zmieszana Thea patrzyła na niego przez chwilę swoimi zielonymi oczami.
- Kuro to mój… chłopak- wydukała w końcu, nieświadomie wbijając ostrą szpilę w serce szatyna- Nigdy o to nie pytałeś, więc uznałam, że to nieistotne- tłumaczyła się.
- Rzeczywiście, nieistotne…- odpowiedział zdystansowanym tonem i odsunął się od niej. Dziewczyna zadrżała, czując powiew chłodu z jego strony.
- Wracając do skrzypiec, nie mogę ich przyjąć- niepewnie zmieniła temat.
- Posłuchaj Thea- zaczął trochę ze złością- Potrzebujesz ich i dobrze o tym wiesz. Umówmy się, że to pożyczka. Oddasz mi, jak zarobisz- skończył już dużo spokojniej.
- Nie mogę! Miną wieki, zanim uzbieram tyle pieniędzy…- głos jej się załamał.
- Oddasz, jak będziesz mogła. Niech to będzie po części moja inwestycja w Twój talent, ok?- starał się ukryć smutek w swoim głosie. Spojrzała na niego z wahaniem. Widać było, jak trudne dylematy teraz rozstrzyga.
- Dobrze…- westchnęła ciężko- Oddam pieniądze najszybciej, jak będę mogła.
- Nie ma pośpiechu- próbował się uśmiechnąć, ale jego usta wykrzywiły się w bolesny grymas.
- Dziękuję Taiki!- zrobiła krok w jego stronę, chcąc najwyraźniej rzucić mu się na szyję, ale cofnęła się szybko, wyczuwając przepaść, która między nimi wyrosła.
- Nie ma sprawy. Przepraszam Cię bardzo, ale jestem umówiony- podał jej instrument.
- A tak, przepraszam. Już wychodzę- popatrzyła na niego ze smutkiem w oczach- Jeszcze raz, dziękuję. Oddam najszybciej jak będę mogła.
- To już słyszałem…- żachnął się, otwierając przed nią drzwi.
- Miłego wieczoru- powiedziała cicho i, nie oglądając się więcej za siebie, wyszła z mieszkania. Taiki zamknął za nią drzwi i z całych sił walnął pięścią w ścianę, dając upust swoim emocjom.
- Głupek!- warknął do samego siebie, a następnie chwycił za telefon. Tamtego wieczora nie odmówił braciom wyjścia do klubu…

Komentarze

Popularne posty