Przypływy

Ostatnie promienie letniego słońca przedzierały się przez chmury leniwie sunące po błękitnym niebie, złocąc pierwsze pożółkłe liście okolicznych drzew. Delikatny ale chłodny wiatr niósł ze sobą zapach zbliżającej się wielkimi krokami jesieni, porywając do tańca brązowy kucyk wysokiego, postawnego mężczyzny, przedzierającego się przez tłum spacerowiczów, którzy korzystali z jednego z ostatnich pogodnych popołudni. Serce Taikiego łomotało jak oszalałe, kiedy mijał parkowe alejki, którymi często chadzał z Theą. Targały nim tak sprzeczne emocje, że sam się dziwił, że można czuć tyle rzeczy na raz. Z jeden strony rozpierała go radość i podekscytowanie, że w końcu stąpa po tej samej ziemi co jego ukochana, z drugiej- przed samym sobą ukrywał ogromne pokłady niepokoju, czy uda mu się ją odnaleźć i czy zrozumie, i wybaczy mu to jego nagłe zniknięcie i brak obecności w Jej życiu przez
trzy, długie lata.
Ostatni pobyt na Ziemi jego i jego braci zakończył się tak nagle i niespodziewanie, że nie zdołał uprzedzić bursztynowłosej, ani się z nią pożegnać. Po nieszczęsnych wiadomościach, które dotarły do nich z Kinmoku, wyruszyli w podróż na swoją planetę w przeciągu godziny zaraz po tym, jak Seiyia zdołał zerwać ze snu zdezorientowaną Usagi, zgodnie z obietnicą, że już nigdy nikt ani nic nie rozdzieli go z jego Odango. Niestety, Taiki nie mógł postąpić podobnie. Nie zdradził Thei swojej prawdziwej tożsamości, a teraz nie było czasu na wyjaśnienia. Naiwnie sądził, że załatwią sprawę w ciągu tygodni, no może miesięcy, i wróci na Ziemię, i znów będzie trzymał Ją w swoich ramionach. Gdyby tylko wiedział, że los rozdzieli ich w tym momencie na trzy, długie lata, nie wypuściłby jej spod swoich skrzydeł. Wydawała się silną i niezależną kobietą, ale znał Ją na tyle, że wiedział, jak delikatną i kruchą duszę skrywa pod tym pancerzem. W każdej chwili ich rozłąki jego myśli były przy niej, a zamiast serca miał tylko wyrwę, wypełnioną po brzegi deszczem tęsknoty i żalu. Ale już niedługo, za kilka minut, za kilkadziesiąt kroków jego zmęczonych nóg, które same niosły go do jej mieszkania, w końcu zaklei tą bolesną dziurę.
Szatyn zatrzymał się osłupiały, a jego serce zaczęło trzepotać jak ptak zamknięty w złotej klatce, kiedy zobaczył JĄ- zamyśloną, w zielonym płaszczu, z zakupami w rękach. Była jeszcze piękniejsza niż podczas ich ostatniego spotkania. Bursztynowe loki lśniły w słońcu, unosząc się lekko z każdym jej ruchem. Alabastrowe policzki różowiły się od zimnego wiatru, a miękkie usta, których smak tak dobrze pamiętał, wykrzywiały się w delikatny grymas. Najbardziej jednak zaniepokoiły go jej szmaragdowe oczy, które utraciły swój dawny blask, zdawały się puste i zupełnie bez wyrazu. Zawahał się przez chwilę, ale szybko odrzucił wszelkie wątpliwości. Nie mógł pozwolić, żeby przez własną głupotę stracił ją po raz kolejny.
Thea skręciła w boczną alejkę prowadzącą w stronę jej domu, znikając Taikiemu z oczu. Przerażony chłopak popędził za nią, ale nie spieszyła się za bardzo i szybko ją dogonił. Zwolnił kilka kroków od niej, żeby jej nie przestraszyć. W końcu jednak nie wytrzymał i krzyknął:
- Thea!
Żadnej reakcji. Dziewczyna szła dalej, w ogóle nie zwracając uwagi na to, że ktoś ją woła.
- Thea!!!- powtórzył, ale nadal nic się nie stało. Zbiło go to trochę z tropu. Niemożliwe, żeby się pomylił. To musiała być ONA! Wszędzie rozpoznałby ten niepowtarzalny zapach bzu.
- Okame, słyszysz mnie?!- doskoczył do niej i chwycił za ramię. Dopiero teraz przeniosła na niego swoje hipnotyzujące, zielone spojrzenie, a na jego widok jej twarz pobladła jeszcze bardziej. Kilka razy zamknęła i otworzyła zwieńczone długimi rzęsami powieki, jakby chciała upewnić się, że wzrok płata jej figla. W końcu jednak pokręciła przecząco głową i, nie mówiąc ani słowa, ruszyła przed siebie.
- Thea, to ja!- wystrzelił za nią. Nie zamierzał się poddać.
- Ciebie nie ma. Ty nie istniejesz. To wszystko był tylko wytwór mojej wyobraźni, a teraz mam po prostu zwidy z przemęczenia- powiedziała bardziej do siebie niż do niego i przyspieszyła korku. Nie rozumiał, o co jej chodziło, ale nie to było teraz najważniejsze. Wyprzedził ją i zaszedł drogę, chwytając energicznie za nadgarstki tak, że papierowa torba wypadła jej z rąk, a cała jej zawartość wylądowała na chodniku.
- Thea, popatrz na mnie!- potrząsnął nią nieznacznie.
- Nie!- niemalże krzyknęła- Ty nie istniejesz!
- Jak mogę nie istnieć?- przyłożył jej dłoń do swojej piersi, żeby mogła poczuć bicie jego serca- Jak TO może nie być prawdziwe?
Dostrzegł, że cała dygocze. Jedną ręką objął jej wąską talię i przyciągnął do siebie, a drugą uniósł delikatnie podbródek, żeby móc spojrzeć jej w oczy. Szkliły się od łez, a jedną, spływającą powoli po policzku wytarł wierzchem dłoni. Przycisnął ją mocniej do siebie, a ona wtuliła się w niego, cicho szlochając.
***
Niespokojnie krążył po przytulnym salonie jej małego mieszkania, przyglądając się wszystkiemu uważnie. Ze smutkiem stwierdził, że bardzo się tutaj zmieniło, odkąd był tu ostatni raz. Kolor ścian, meble, nawet obrazy i zasłony były zupełnie inne niż te, które pamiętał. Tylko skrzypce na małym stoliku w rogu i pozostawione niedbale stronice pełne szeregów nut trwały w tym miejscu niezmiennie. Podszedł do dużej, drewnianej komody i wziął w rękę oprawione w ramkę zdjęcie, na którym przystojny brunet obejmował uśmiechającą się Theę. Jej oczy jednak kłóciły się z wyrazem twarzy, bo brakowało w nich tych zadziornych iskierek, które tak kochał. Dotarło do niego, jak wielki ból musiał jej sprawić swoim nagłym zniknięciem. Słysząc zbliżające się kroki, odstawił ramkę na miejsce i usiadł grzecznie na kanapie. Bursztynowłosa weszła do pokoju, postawiła przed nim kubek z herbatą i zapadła się w fotel, nawet na niego nie patrząc. Taiki spodziewał się wszystkiego, ale to jej uporczywe milczenie było najgorsze do zniesienia.
- Okame, posłuchaj…- zaczął delikatnie, ale brutalnie mu przerwała.
- Nie, to Ty posłuchaj!- wybuchła. Szybko się jednak opanowała. Nie chciała tracić na niego swojej energii. Po chwili odezwała się już spokojnym, ale mrożącym serce szatyna tonem.
- Zniknąłeś bez słowa pożegnania, zostawiając mnie na pastwę losu, a teraz wracasz po trzech długich latach jak gdyby nigdy nic i włazisz buciorami w moje poukładane dawno życie. Pytam, jakim prawem?!
- Okame, to nie tak!- próbował się bronić.
- A jak?!- pomimo najszczerszych chęci jej głos drżał lekko- Wytłumacz mi, jak?
- Musiałem pilnie wyjechać…
- Tak pilnie, że nie wystarczyło Ci czasu na jeden telefon?! Tak pilnie, że zwiało Cię z powierzchni ziemi?! Ciebie, Twoich braci i Usagi…- założyła ręce na piersi, chcąc ukryć przed nim, jak bardzo się trzęsą.
- Nie wiesz o mnie wszystkiego…
- Masz rację! Wiem o Tobie zdecydowanie za mało! Cierpliwie znosiłam wszystkie Twoje tajemnice, łudząc się, że kiedyś się nimi ze mną podzielisz. Ufałam Ci bezgranicznie i oto do czego mnie to doprowadziło- w jej oczach ponownie zaszkliły się łzy. Taiki padł na kolana naprzeciwko niej i ujął jej delikatnie, drżące dłonie w swoje własne.
- Wybacz mi, Okame. Błagam! Naprawdę nie mogłem tego przewidzieć…
- Wybaczyć Ci?!- zerwała się na równe nogi, odpychając go od siebie, i, trzęsąc się cała ze złości i żalu, przemknęła do dużego, balkonowego okna. Szatyn podniósł się i bez namysłu ruszył za nią. Miał zamiar cierpliwie znosił każdy przypływ skrywanych przez te lata emocji, licząc, że w końcu mu wybaczy.
- Czy Ty wiesz, co przez ten cały czas znosiłam?! Czy wiesz, jak bardzo się martwiłam?! Jak bardzo tęskniłam?!- kłuła go swoim długim, smukłym palcem w umięśniony tors, a strumienie łez zaczęły spływać po jej rumianych policzkach.
- Wiem…- odpowiedział smutno- Czułem dokładnie to samo.
- Jak mogłeś czuć to samo, skoro to Ty mnie tu zostawiłeś…?- głos jej się załamał. Osunęła się ciężko na podłogę i zaczęła cicho łkać- Pamiętasz? Obiecałeś mi wtedy, że nigdy mnie nie zostawisz…
- Pamiętam. Codziennie gryzłem się z myślą, że nie dotrzymałem tej obietnicy- przytulił ją mocno do siebie, a ona zacisnęła dłonie na jego koszuli, jakby bojąc się, że za chwilę rozpłynie się we mgle.
***
Siedzieli w milczeniu, wtuleni w siebie na małej, drewnianej ławce, która i tak z ledwością mieściła się na niewielkim balkonie. Gwiazdy migotały wesoło nad ich głowami dokładnie tak, jak trzy lata temu. Zmęczona płaczem Thea, przywarła otulona kocem do obejmującego ją Taikiego, chłonąc jego spokój i ciepło.
- Powiedz, co się z Tobą działo przez ten cały czas- odsunęła się od niego nieznacznie i spojrzała mu w oczy. Uśmiechnął się lekko, a potem odgarnął zbłąkany kosmyk jej miedzianych włosów i pogładził ją delikatnie palcem po policzku.
- Jutro Ci wszystko wyjaśnię, Okame. Dzisiaj musisz odpocząć, zebrać siły.
- Ale na pewno?- przetarła zmęczone oczy.
- Na pewno- jakby na potwierdzenie tych słów przycisnął ją mocniej do siebie- Nigdy już nie będę miał przed Tobą żadnych tajemnic.
- I już nigdy mnie nie zostawisz?- upewniała się. Trudno jej było uwierzyć w to, że zaraz nie zniknie. Bała się w głębi duszy, że pewnego dnia znowu obudzi się sama, samotna w tym chłodnym, czerwonym świecie…
- Lepiej, zabiorę Cię tam, gdzie żadne boskie prawa nas nie dosięgną i nic nas już nie rozdzieli.
- To dobrze- oparła głowę na jego ramieniu- Jeszcze nigdy się tak nie bałam, jak wtedy, kiedy zniknąłeś. Na początku tłumaczyłam sobie, że masz dużo pracy i dlatego nie odbierasz telefonu, ale po dwóch dniach byłam już tak śmiertelnie przerażona, że nie mogłam znaleźć sobie miejsca, układałam w myślach najczarniejsze scenariusze- wzdrygnęła się na samo wspomnienie tych chwil- A kiedy policja oznajmiła mi po tym, jak zgłosiłam zaginięcie, że ktoś taki jak Taiki Kou nie istnieje, ziemia obsunęła mi się spod nóg. Nie chciałam uwierzyć, że wszystko to nie miało miejsca, że byłeś tylko wytworem mojej, spragnionej miłości, wyobraźni. Po roku jednak zaakceptowałam to jako fakt, uznając, że nigdy nie istniałeś- z każdym jej słowem serce szatyna rozpadało się na miliony kawałeczków- Ale w głębi duszy wciąż czułam tą niewidzialną nić porozumienia między nami, słyszałam Twój głos, czułam Twój dotyk… Przepraszam.
- Okame?
- Przepraszam, że zwątpiłam. Przepraszam, że przestałam czekać.
- To wszystko moja wina- utonął w jej zielonym spojrzeniu- Moja, rozumiesz?! Już nigdy nie wypuszczę Cię ze swoich ramion. Już nigdy…
Powoli zbliżył swoje usta do jej, miękkich i słonych od kolejnej fali łez. I chociaż tyle rzeczy we Wszechświecie zmieniło się przez ten cały czas, tyle nowych gwiazd zajęło miejsce starych, które już dawno wygasły, jej pocałunki smakowały wciąż tak samo słodko i wywoływały takie same, przyjemne dreszcze. W końcu przecież każda zbłąkana, spadająca gwiazda przecinająca mrok, odnajduje swój cel, którym jest inna, jasna i ciepła, pomagająca odzyskać jej swój dawny blask…

Komentarze

Popularne posty