Beyond the Invisible, part 1

Kolorowe światła migotały w ciemności, projektując niewyraźne smugi na ciałach kołyszącego się w rytm elektronicznej muzyki tłumu. Powietrze było ciężkie, wilgotne, przesycone niezaspokojonym pożądaniem. Przez szeregi amatorów dzikiego seksu połączonego z mieszanką alkoholu i narkotyków przedzierała się smukła postać w czarnej opiętej sukience, kończącej się wysoko ponad jej kolanami. Jej śliczna buzia, okolona burzą bursztynowych loków, przyciągała uwagę nie tylko męskiej części zgromadzonych. Część śmiałków ocierała się zmysłowo o jej szczupłe ciało, wyraźnie informując o swoich intencjach. Dziewczyna rzucała im wtedy tylko zalotne spojrzenie, uśmiechając się lekko, a potem przenosiła swoje hipnotyzująco zielone oczy w przestrzeń, jakby kogoś szukając. Dotarła w końcu do baru, na którym oparła się nieznacznie i zamówiła drinka, a potem spojrzała przez ramię na zawalony parkiet.

- Jestem w środku…- powiedziała jakby do siebie.
Potwierdzam. Masz pięć minut do rozpoczęcia sekwencji”- usłyszała męski głos, mówiący wprost do jej ucha.
Kobieta uśmiechnęła się do barmana, który podał jej drinka i zaczęła poruszać się delikatnie zgodnie z dźwiękami serwowanymi przez didżeja. Pomimo pozornego spokoju i odprężenia, z każdą sekundą jej serce biło coraz mocniej, a zmysły wyostrzały się, przygotowując się na to, co za chwilę miało nastąpić…
- Nie sądziłem, że kiedykolwiek spotkam tutaj tak wyrafinowaną kobietę- drgnęła nieznacznie, gdy usłyszała nad swoim uchem nieznany, męski głos. Kiedy się odwróciła napotkała na parę fioletowych oczu, patrzących na nią z zainteresowaniem. Należały do wysokiego, postawnego szatyna, którego  długie włosy związane były rzemykiem w kucyk. Uśmiechał się do niej serdecznie i nieco łobuzersko.
- To miejsce raczej do Ciebie nie pasuje- oceniła szybko, po czym wróciła do obserwacji sali.
- Być może. Dopiero się wprowadziłem i nie znam za wielu knajp w tym mieście.
- Tego klubu nie polecam- odpowiedziała zbywającym tonem, nie spuszczając wzroku z tańczących.
Mero, cel wszedł do środka. 30 sekund do rozpoczęcia sekwencji.”
- Potwierdzę, jak tylko się pojawi- odpowiedziała cicho, odkręcając głowę od nieznajomego.
- Słucham?- zapytał szatyn.
- Nie, nie… Nic takiego- uśmiechnęła się. Siedzący obok niej chłopak obserwował, jak w jej oczach pojawia się dziwny, przyprawiający o dreszcze, błysk. Miał nieodparte wrażenie, że nie jest jej jedynym rozmówcą.
- Widzę go, Zero. Kieruje się na tyły z dwoma osiłkami- głośna muzyka utrudniała mu zrozumienie słów, ale mimo wszystko je dosłyszał.
Jedynka na pozycję, dwójka wstrzymaj się do momentu aż Mero będzie w punkcie.”
- Muszę iść. Miło się rozmawiało- uśmiechnęła się, płacąc jednocześnie barmanowi. Szatyn obserwował, jak zwinnie przeciska się przez rozbawiony tłum. Było w niej coś dziwnego, mrocznego, wręcz złowrogiego. Bijący od niej chłodny dystans, przyciągał jak magnes…
Przerażający pisk tłumu przedarł się przez wysokie tony muzyki, która po chwili ucichła. Ludzie uciekali w popłochu, wpadając na siebie i przewracając się, ogarnięci wszechobecną paniką. Z jednego końca Sali słychać było zduszone krzyki, żeby wezwać policję i pogotowie, z drugiej histeryczny płacz zdruzgotanych dziewcząt, które spetryfikowane kuliły się w rogu. Zamyślony szatyn nie usłyszał wcześniejszego brzdęku trzaskanej szyby jednej z loży na piętrze, przez którą przeleciało martwe, zakrwawione ciało mężczyzny i teraz rozglądał się na wszystkie strony, próbując namierzyć źródło całego zamieszania. Dopiero po chwili zobaczył ciało skąpane w kałuży krwi na środku parkietu. Czerwony płyn rozbryznął się częściowo po ścianie, przyprawiając o mdłości tych bardziej wrażliwych.
Tymczasem bursztynowłosa kobieta oddalała się powolnym krokiem od chaosu, który wywołała, w stronę czarnego vana, zaparkowanego na rogu ulicy, wciąż ściskając broń w dłoni, gotowa na odparcie ataku w każdym momencie. Jej drobna postać niknęła w mroku, tylko soczyście zielone oczy lśniły złowrogo z daleka. Drzwi auta rozsunęły się z cichym szumem, a z jego wnętrza wyskoczył ubrany na czarno platynowy blondyn. Utkwił swoje zimne liliowe oczy w postaci, zbliżającej się do niego z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
- Backup team był zupełnie niepotrzebny- rzuciła chłodno, zerkając na niego z ukosa.
- Standardowa procedura. Wsiadaj- przepuścił ją, a potem sam zapakował się do środka. Kiedy odjeżdżali, z daleka słychać już było sygnał nadjeżdżającej policji.
***
Poranek tego dnia był wyjątkowo pochmurny. Zimny wiatr szczypał ją w twarz, kiedy biegła przed siebie parkowymi alejkami. Czarna bluza z kapturem kleiła się do jej smukłego ciała, a długi bursztynowy warkocz obijał ciężko o plecy z każdym jej krokiem. Pomimo, że krążyła po okolicy od ponad godziny, zmuszając swoje ciało do morderczego wysiłku, nie mogła pozbyć się dramatycznych obrazów z poprzedniej akcji, które wciąż stawały jej przed oczami. W jej głowie nieustannie odbijał się echem cichy dziecięcy płacz…
Silna dłoń, która zacisnęła się delikatnie na jej ramieniu, wyrywając tym samym z zamyślenia, sprawiła, że zadziałała automatycznie. Jednym, zwinnym ruchem przerzuciła napastnika przez ramię tak, że gruchnął z jękiem na trawę. Nim zdążył się zorientować sytuacji, siedziała już na nim, dysząc ciężko, gotowa zadać bolesny, jeśli nie śmiertelny cios. Dopiero para fioletowych, przerażonych oczu spowodowała, że jej przyduszające przeciwnika przedramię nieco rozluźniło ucisk. W zielonych tęczówkach dziewczyny pojawił się cień zdumienia, kiedy zorientowała się, z kim ma do czynienia.
- Ty jesteś tym gościem z baru…- spojrzała na niego uważnie- Co tutaj robisz?
- Ja tylko… biegałem po parku i zauważyłem Ciebie.- wydusił wyraźnie zszokowany- Chciałem po prostu pogadać.
Milczała przed dłuższą chwilę, patrząc na niego nieufnie. W końcu napięcie zniknęło z jej twarzy i delikatnie się uśmiechnęła. Zeszła z niego, podniosła się i podała mu rękę, kątem oka obserwując jednak wszystko wokół.
- Przepraszam. Mam nadzieję, że za bardzo Cię nie poturbowałam.
- Pierwszy raz przytrafiło mi się, żeby dziewczyna powaliła mnie na ziemię w parku. Miła odmiana!- zażartował, chwytając jej dłoń i stając na własnych nogach.
- Przepraszam.- powtórzyła zupełnie bez emocji.
- Nie sądzisz chyba, że w tej sytuacji samo „przepraszam” wystarczy.- uśmiechnął się łobuzerko.
- Co chcesz przez to powiedzieć?- położyła ręce na biodrach i lekko przechyliła głowę.
- W ramach rekompensaty przyjmiesz moje zaproszenie na kolację.
- Aaa…- uniosła brwi- To chyba nie jest najlepszy pomysł.
- Inaczej będziesz mieć mnie na sumieniu do końca życia. Jestem Taiki Kou.- wyciągnął do niej rękę, a ona spojrzała na nią z niechęcią- Chyba mam prawo wiedzieć, od kogo mi się oberwało, prawda?
- Thea Aider- odwzajemniła gest, a on uśmiechnął się lekko.
- W takim układzie do zobaczenia dzisiaj o 18.00 w La poussières d’étoiles. Będę czekał.- puścił do niej oczko i nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie. Obserwowała się przez chwilę jak oddala się energicznym krokiem, a jego długi brązowy kucyk powiewa za nim na wietrze.
Głupi… Nie rozumiesz, że do końca mojego życia już pewnie niedaleko?”

Komentarze

Popularne posty