P. 6- Gaudium

Radosny śmiech dzieci, grzebiących z zapałem w piaskownicy, niósł się w powietrzu razem z zapachem suchych, jesiennych liści. Promienie słońca przyjemnie ogrzewały plecy Taikiego, który siedział na drewnianej ławce, obserwując Mizuki. Dziewczynka lepiła babki z piasku, opowiadając coś towarzyszącej jej koleżance. Robiła przy tym mądrą minkę, jakby zjadła wszystkie rozumy świata. „Cała Thea…”- uśmiechnął się szatyn, a jego córka, jakby wyczuwając o czym myśli, spojrzała na niego swoimi soczyście zielonymi oczami i posłała mu szeroki uśmiech. Kiedy pomachał do niej, wyszczerzyła się jeszcze bardziej, a potem wróciła do nasypywania fundamentów piaskowego zamku. „Żałuję, że nie możesz jej zobaczyć… Jest dokładnie taka jak Ty.”- podniósł głowę i spojrzał w niebo na powoli sunące białe obłoki. Poczuł na swoim policzku powiew ciepłego wiatru. Pogoda była dokładnie taka
jak tego pamiętnego dnia…
Promienie słońca odbijały się od gładkich kartek opasłego tomiska, rozłożonego bezceremonialnie na podłodze. Na dywanie, wśród porozrzucanych notatek i sterty nut, leżała bursztynowłosa dziewczyna ze słuchawkami na uszach. Z nieobecnym wzrokiem i delikatnym uśmiechem na ustach wsłuchiwała się w głębokie tony, odpływając do swojego świata.
- Thea?- wysoki szatyn stanął w wejściu do pokoju i położył ręce na biodrach. Pokiwał z dezaprobatą głową, ale uśmiechnął się lekko. Wyglądała naprawdę uroczo.
Panna Aider była tak zasłuchana, że nie zauważyła nawet, że Taiki położył się obok niej na boku i patrzył na nią od dobrej minuty. Drgnęła nieznacznie dopiero, gdy chłopak wyjął słuchawkę z jej ucha i przyłożył do swego własnego.
- Niezłe, ale jak dla mnie trochę rzewne… – uśmiechnął się łobuzersko.
- Oddawaj, jak Ci się nie podoba!- uniosła teatralnie głowę, wkładając słuchawkę z powrotem na ucho, a potem spojrzała na niego z ukosa i rozpromieniła się.
- O nie, moja Panno! Tak nie będzie…- Taiki wyrwał jej z rąk odtwarzacz, zawinął wokół kabel słuchawek i rzucił go delikatnym łukiem na łóżko. Przekręcił się na plecy i założył ręce za głowę, patrząc na nią triumfalnie. Bursztynowłosa roześmiała się, a potem oparła się o jego tors i wsparła głowę na dłoniach. Jej zalotne spojrzenie świadczyło, że stał się ofiarą jawnej prowokacji.
- Czy Ty przypadkiem nie powinnaś grać zamiast słuchać?- odezwał się w końcu, odgarniając miedziany pukiel z jej oczu.
- A jaki to ma sens? Co bym nie zrobiła, profesor i tak wie lepiej…
- Nie słyszałem tego!- zakrył uszy i pokręcił energicznie głową.- Moja Thea nigdy by tak nie powiedziała.
- Może już nie jestem Twoja…?- rzuciła frywolnie, łaskocząc go końcem jego brązowego kucyka. Uśmiechnął się i na dowód, jak bardzo jest w błędzie, przycisnął ją mocniej do siebie i pocałował delikatnie, a potem namiętnie, soczyście… Mruknęło cicho, kiedy musnął palcami jej kark, przerzucając na bok burzę bursztynowych loków.
- Chwileczkę… – odsunęła się i spojrzała na niego badawczo- Nie wybierasz się dzisiaj do szpitala?
- Nie.- odpowiedział krótko i znów przyciągnął ją do siebie, ale skutecznie zablokowała go dłonią.
- Jak to? A Twoje badania?
- Yuu zajmuje się dzisiaj analizami. Swoją drogą, niesamowita dziewczyna… Przestawiła mi wczoraj hipotezę badawczą, którą dodatkowo możemy opracować na podstawie tych samych wyników. Nie przyszło mi do głowy, że…
- Yuu?- przerwała mu lodowatym tonem.- Nie wiedziałam, że znacie się tak dobrze…- ku zaskoczeniu Taikiego Thea wyswobodziła się z jego objęć i podniosła, sypiąc iskrami na lewo i prawo. W ostatnim momencie złapał ją za nadgarstek, powstrzymując przed wyjściem z pokoju.
- Okame, o co chodzi?
- O nic!- naburmuszyła się.
- Twoja postawa świadczy zupełnie coś innego…- Nie odpowiedziała. Stała w miejscu, cała dygocząc.- Jesteś zazdrosna…- zaśmiał się.
- Wcale nie jestem!- zaprzeczyła szybko.
- Jesteś, jesteś…- droczył się- Nie masz o co. Yuu to po prostu koleżanka z pracy. Poza tym… nawet nie jest ładna.
- Jeszcze mi się w oczy śmieje!- wybuchła- Przecież ją widziałam. Długie ciemnofioletowe włosy i oczy błyszczące srebrem. Nie mogę równać się z taką demoniczną pięknością!
- Hej… Hej…- przytrzymał ją mocno, gdy próbowała się wyrwać.- Ja mam swoją piękność tutaj, przed sobą- pogładził ją czule po policzku, a potem musnął dłonią skórę jej szyi i ramion, zsuwając  jednocześnie ramiączka białej koszulki. Nim zdążyła zaprotestować, przyciskał ją już całym swoim ciałem do miękkiego materaca ogromnego łóżka…
***
Taiki z trudem przeciskał się przez wąskie przejście pomiędzy rzędami. W końcu zajął swoje honorowe miejsce i rozejrzał się dokoła. Na sali wrzało. Ludzie tłoczyli się, szepcząc z podekscytowaniem.
„Jak…? Jak ona się nazywa?”.
„Thea Kou?”.
„Kou? Słyszałem już gdzieś to nazwisko… Ach, tak! To córka tego słynnego pianisty?”.

Stłumił śmiech, słysząc ostatnie zdanie i z uśmiechem przekręcił złotą obrączkę na jego palcu. W tłumie dostrzegł znienawidzonego profesora żony- tego samego, który zniszczył jej drogocenne skrzypce i usilnie, przez wiele lat próbował wmówić jej, że jest muzycznym zerem. Siwiejący mężczyzna szybko odwrócił wzrok, kiedy jego oczy spotkały się z fioletowym spojrzeniem szatyna. Najwyraźniej dotarło do niego, jak wielki błąd popełnił w swoich osądach.
Większość gości usiadła, a orkiestra powoli kończyła strojenie instrumentów. W końcu zapadła cisza. Światła przygasły. Na scenę wyszedł elegancko ubrany konferansjer, który po krótkim powitaniu przedstawił dyrygenta i pierwsze skrzypce. Thea, ubrana w luźną turkusową sukienkę, weszła na podest wśród gromkich oklasków. Uśmiechnęła się, zaciskając palce na podstrunnicy, a potem skinęła w kierunku widowni. Jej bursztynowe loki zalśniły w światłach reflektorów, a na policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Jej zielone oczy błądziły przez chwilę po zgromadzonych, a kiedy odnalazła męża, zalśniły pełnią radości. Taiki z czułością patrzył, jak wita się z orkiestrą, a następnie przykłada brodę do podbródka, lekko przechylając głowę. Jej aura rozpromieniła się, gdy popłynęły pierwsze, spokojne i gładkie dźwięki. Szatyn uśmiechał się delikatnie, wsłuchując w jej pełną miłości grę. Był szczęśliwy, myśląc o ich słodkiej tajemnicy, która powoli zaokrąglała ukryty pod falami materiału brzuszek…
- Tatusiu!- Mizuki szarpała go za rękaw, zaglądając z niecierpliwością w oczy.
- Tak, Księżniczko?- uśmiechnął się przepraszająco i wziął małą na kolana.
- Chodźmy na lodyyy…- objęła go za szyję i przytuliła się.
- A nie jest przypadkiem za zimno?- dopiął zamek jej zielonej kurteczki.
- Jak mi wycięli migdałki, to też jadłam lody, a to była zima!
- No dobrze, Mądralińska. Możemy zrobić wyjątek…- postawił ją na ziemi i sam podniósł się z miejsca.
- Dzię-ku-je!- podskoczyła radośnie i chwyciła go za rękę. Ciągnąc tatę w stronę cukierni, z zapałem opowiadała o swojej zabawie w piaskownicy.  Taiki patrzył na jej radosną buzię, na której co chwilę pojawiał się promienny uśmiech, dziękując, że ma obok siebie taką niezwykłą, małą istotkę.

Komentarze

Popularne posty