Tam, gdzie znikają anioły...

Mrok. Przecieram nerwowo oczy, a potem mrugam energicznie, ale wciąż otacza mnie tylko ciemność. Znowu tutaj jestem. Ta zdradziecka myśl ściska mnie za gardło i jeży włos na karku. Dłonie zaczynają drżeć, zupełnie wbrew mojej woli. Przecież przyrzekałam, że już nigdy się im nie poddam, nie pozwolę się tu zaciągnąć, nie pozwolę się nawet zbliżyć, a teraz… znowu tutaj jestem. Rozglądam się na wszystkie strony, chociaż wiem, że to i tak bez sensu, otacza mnie tylko pustka. Ruszam powoli przed siebie, po omacku. Tym razem cisza jest tak głucha, że pochłania nawet dźwięk moich kroków. Po zaledwie kilku, uderza mnie słodko-słonawy, metaliczny zapach. Wręcz wbija mnie w ziemię. Syczę wściekle, gdy piekący ból pokrywa gęstą siatką moje ciało. Unoszę rękę i podwijam rękaw. Z
niewielkich nacięć skóry, spływa ciemnoczerwona krew, znacząc moje ślady. Zaciskam palce na przesiąkniętym materiale, gdy na karku czuję lodowaty oddech, a z oddali słychać cichy, szaleńczy śmiech. Najpierw pojedynczy, oślizgły, lepki, potem dołączają się kolejno nowe, chociaż te same, dobrze znajome. To znak, że właściwe dopiero się zaczyna…
Zaciskam powieki i puszczam się biegiem przed siebie. Serce wali mi jak oszalałe, napędzane szałem przerażenia. Po moich policzkach spływają pojedyncze, gorące łzy. Sił nie starczy mi na długo. Tutaj nie jestem walecznym anbu, tylko marnym, nieznaczącym pyłem. Może powinnam przestać uciekać? Dać im to, czego chcą? W końcu przecież i tak mnie dopadną. Zrobią ze mnie marionetkę, która będzie pląsać w ich chorym tańcu, pociągana za odpowiednie sznurki. Samotna. Porzucona. W cieniu. Będą się żywić moim żalem, kąsając kawałek po kawałeczku. To boli. Boli tak, że nie można złapać tchu. Boli wciąż, od nowa i od nowa. Tylko czy tym razem mnie wypuszczą?
Potykam się o swoje własne nogi. Padam z cichym okrzykiem. Kulę się i cała dygoczę. Strumienie łez mieszają się w kałuży krwi, ściekającej z poranionych kończyn. Szaleńcze głosy są coraz bliżej. Niemalże czuję, jak przestrzeń ugina się pod ich wpływem. Zaciskam jeszcze mocniej powieki. Nie mogę otworzyć oczu. Nie chcę tego zobaczyć. Przebieram nerwowo nogami, próbując się podnieść, ale plącze się tylko nieporadnie. Szarpie się dziko, jęcząc panicznie. Są blisko, coraz bliżej, jeszcze bliżej. Boję się. Tak strasznie się boję. Wydaję z siebie głośny, żałosny krzyk. Ich obecność mnie paraliżuje, zaciska gardło. Nie mogę już nic zrobić. Niech ktoś mnie stąd zabierze… Modlę się, gdy pociągają mnie w głębinę. Niech ktoś mnie uratuje… Błagam! Nie zniosę tego dłużej. Nie wytrzymam tego więcej. Nie dam rady. Dlaczego muszę to znosić akurat ja? Co takiego zrobiłam? Czym sobie zasłużyłam? Dlaczego nikt mnie nie słyszy? Dlaczego…?!
Zrywam się do pionu, oddychając ciężko. Serce wciąż łomocze jak oszalałe, krew pulsuje w żyłach. Wycieram mokre od łez policzki i rozglądam się. Skąpany w półmroku pokój wygląda tak samo, jak poprzedniego wieczora, z jednym wyjątkiem. Miejsce, gdzie zasypiałeś ze mną  jeszcze kilka godzin temu, jest puste. Chciałabym powiedzieć, że nie rusza mnie to, że przyzwyczaiłam się, że znikasz równie szybko jak się pojawiasz, ale nie potrafię. Żal narasta, a wraz z nim echo szaleńczego śmiechu. Zsuwam się na podłogę, zgarniając leżący na stoliku odtwarzacz. Staję w otwartym oknie, za którym migoczą w ciemności światła Urhammu i nakładam słuchawki na uszy. Muzyka, która rozpływa się po całym moim ciele, wycisza emocje, pozostawiając tylko pustkę. Chłodny wiatr owiewa moją twarz, targając pojedyncze fioletowe pasma.  Mimo wszystko, dobrze, że wróciłam… Drgam lekko, zaskoczona, gdy przywierasz do moich pleców, oplatając silnymi ramionami.  Moje zmysły są najwyraźniej tak stępiałe, że nie wyczułam Twojej czakry, nie usłyszałam kroków. Brązowe kosmyki włosów łaskoczą mnie  w odsłonięte ramię. Odwracasz mnie twarzą do siebie, wciąż nie wypuszczając z objęć, i patrzysz prosto w oczy z niepokojem i… troską? Uśmiecham się tylko nieznacznie, zdejmuję jedną słuchawkę i wkładam do Twojego ucha, żebyś mógł usłyszeć, bo wtedy na pewno zrozumiesz. Wtulam się z całych sił, a Ty gładzisz mnie po głowie. Łza radości błyska w kąciku zmęczonego oka. Nad nami mruga porozumiewawczo jedna z gwiazd.Nie jestem sama.

Komentarze

Popularne posty